Soren Sulfur Soren Sulfur
1759
BLOG

Ocena członkostwa w Unii-czas na rzetelne spojrzenie

Soren Sulfur Soren Sulfur Gospodarka Obserwuj notkę 34

Weekendowa Wyborcza dała odpór atakom na minister Bieńkowską, wymieniając co zyskaliśmy dzięki środkom unijnym. Dziś portal wpolityce.pl opublikował tekst Jacka Karnowskiego próbujący odeprzeć te wyliczenia. Ale niespecjalnie mu idzie. Przeciwko konkretnym liczbom ma niekonkretne przeczucia i intuicje. Co może powodować iż uzna się jego wypowiedź za pozbawioną jakichkolwiek podstaw, wrzucając całą kwestię do kosza. A tak nie powinno się stać. Nie ma bowiem w Polsce rzetelnej debaty o plusach i minusach bytności w Unii. Nikt nie mówi o bilansie, bo do tego trzeba by mówić o kosztach.

Zdaje się, że dzieje się tak na zasadzie podobnego automatyzmu i strachu przed własnymi obywatelami co na Zachodzie-co spowodowało że procesy integracyjne powierzono niewybieralnym urzędnikom i zakulisowym procesom negocjacyjnym między politykami a biurokratami. Panuje bowiem przekonanie, że jeśli pozwoli się ludziom decydować, to wtedy oni zamiast integracji wybiorą dezintegrację a to doprowadzi do punktu wyjścia, UE się rozpadnie a Europa będzie w chaosie. To prosta, emocjonalna zbitka pseudointelektualna, ale jest skuteczna. Dlatego elity są bardziej zainteresowane w wpajaniu nam w głowy dobrych stron integracji, a przemilczają lub bagatelizują te złe. Koronnym przykładem jest tu propaganda za wspólną walutą.

Poza tym natura minusów integracji jest znacznie trudniejsza do uchwycenia i wymaga znacznie więcej wysiłku. Dotacje i programy pomocowe są proste do wykazania-wystarczy pokazać ile wpłynęło na konto i ile zostało wydane. Odpowiednie rachunki można również przedstawić, wykazując ile miejsc pracy w ten sposób powstało. Druga strona medalu jest znacznie bardziej skomplikowana. Integracja oznacza dostosowanie prawa, uchwalenie nowych ustaw, korekcja starych. Ocena skutków regulacji praktycznie  w Polsce nie istnieje, dlatego nie wiadomo ile nas kosztują kolejne przepisy i co tak naprawdę powodują. Możemy tylko obserwować ich pośrednie efekty, ale ocenić ich dokładnie nie jesteśmy w stanie.

Unia Europejska naprodukuje prawo. Jest gospodarką przeregulowaną. Gruzja, która poczyniła ogromne postępy w eliminacji zatorów w swoim systemie prawnym awansowała z  kraju przeregulowanego do jednego z bardziej wolnych, w niektórych kategoriach zdobywając jedne z najwyższych miejsc w rankingach wolności gospodarczej. Efekt? UE ostrzegła Gruzję, że jej prawo jest za liberalne i jeśli zechce wejść do jej struktur to będzie musiała je dostosować-czyli przeregulować.

Większość prawa w Polsce jest obecnie prawem unijnym, nie krajowym-jest ustalane w Europarlamencie, a rolą Polski jest tylko wprowadzić regulacje w życie. Mówi się, że dostosowanie do decyzji UE to 90% obecnego prawa w naszym kraju. Z raportu Fundacji Republikańskiej wynika, iż nastąpiły dwa okresy lawinowego wzrostu ilości prawa w Polsce-przed wejściem do UE oraz od 2008 roku (str.6), utrzymując ilość prawa w Polsce na absurdalnym poziomie blisko 20 000 stron. Jednocześnie od 2004 roku, czyli momentu gdy Polska stała się członkiem Unii, ilość urzędników systematycznie rośnie-co jest oznaką przeciążenia systemu prawnego i jego niewydolności (str 13 i 15). Do obsługi całości potrzeba coraz więcej ludzi. Nie jest jasne, ile z tak tworzonego prawa w Polsce to efekt nadgorliwości-dostosowanie dostosowaniem, ale nikt nie zabrania parlamentarzystom tworzyć regulacji ostrzejszych, niż wymagane lub bardziej skomplikowanych. Kraje członkowskie mają generalnie wolną rękę w kwestii sposobu w jaki wprowadzą unijne normy. Postulat "UE+0" oznaczający nie wprowadzanie żadnych regulacji ponad te niezbędne, które każe nam wprowadzać Unia, nie została  w Polsce zrealizowana. Dlatego pełen obraz sytuacji nie jest jasny.

Istnieją jednak metody ocenienia całości stanu prawnego i jego kosztów. Takiej analizy na zlecenie Ministerstwa Gospodarki w 2009 roku dokonała firma doradcza Deloitte. Warto przy tej okazji zauważyć, że mało kogo jest stać na taką usługę, gdyż w jej ramach przeanalizowano prawie 500 regulacji prawnych i oceny ich skutków na finanse przedsiębiorstw. Ilość pieniędzy jaka spływa dotacjami do Polski jest banalnie prosta do sprawdzenia.

W ramach raportu podsumowano tylko te regulacje, które tworzą masę prawną, nie zajmowano się zaś kwestią wysokości podatków. Ministerstwo było zainteresowane oceną kosztów jakie implementacja regulacji powoduje dla gospodarki oraz wysokości opłat jakie firmy muszą ponieść na rzecz wykonywania obowiązków administracyjnych.

Wyniki jeżą włosy na głowie. Obydwie kategorie działań pochłaniają razem 9% PKB Polski rocznie. Na stan z 2008 roku było to 114 miliardów złotych.(str 5)

Od tamtego czasu prawo się zmieniło, nowych obowiązków przybyło, starych nieco ubyło. Podjęte jednak wysiłki deregulacyjne praktycznie nie przyniosły efektów. Co więcej, rząd wręcz zaczął się z nich wycofywać.

Trudno oceniać na podstawie tych danych ile z tych kosztów to wina nas samych, ile pośrednio Unii, a ile samej Unii. Jest to jednak jakiś start w dyskusji. A ta jest potrzebna. Tym bardziej, że podobny krok poczynili już inni. Brytyjska organizacja "Open Europe" wzięła pod lupę sto unijnych regulacji i obliczyła, że kosztują one brytyjską gospodarkę 27 miliardów funtów rocznie (ponad 100 miliardów złotych).

Jeśli mamy być członkiem Unii Europejskiej i mieć z tego korzyści, należy ocenić pełnie skutków integracji. To powinno być członkostwo świadome. Tak, jak świadomie dokonujemy innych wyborów. Pięć razy oglądamy etykietki na kupowanym produkcie, porównujemy skład, cenę i doświadczenia. Nie powinno być tak, że więcej krytycznego myślenia wkładamy w kupno masła, aniżeli w integrację europejską. Inaczej będziemy popełniać błędy w ocenie sytuacji i ponosić tego koszty. Sztandarowym przykładem takiego błędu jest kwestia euro. W zalewie hurrapropagandy nie przebiły się żadne głosy krytyczne, a to one miały rację. Gdybyśmy do strefy przystąpili, kryzys miałby jeszcze gorsze dla nas skutki.

Należy rozpoznać problemy regulacyjne, koszty integracji. Bez tego nie uda się ich rozwiązać i na całej operacji będziemy mogli tylko tracić. Jeśli nie będziemy wiedzieć, co jest nasza winą, a co winą Unii, nigdy nie uda się nam odpowiednio reagować, nie będziemy się rozwijać. Inne kraje będą mogły nas oszukiwać w negocjacjach, nie znajdziemy też partnerów do współpracy w reformie Unii i będziemy skazani na akceptację pomysłów innych-nie wiedząc nawet, czy są one dobre czy nie. Jeśli chce się mieć pełen obraz sytuacji, niezbędne jest sporządzenie raportu obrazującego wpływ prawa Unii na polską gospodarkę. Dopiero potem można przejść do pytań o skutki otwarcia rynku. A dotacje i środki funduszowe powinny pojawić się jako ostatnie w bilansie. Inaczej będziemy uprawiać propagandę i wpadać w oczywiste sidła, jakie sami na siebie zastawiliśmy.

Intuicja podpowiada mi, że gospodarczo w najlepszym razie Polska wyszła póki co na zero.


Sulfur

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka