Soren Sulfur Soren Sulfur
1449
BLOG

System cen a system uniwersytecki

Soren Sulfur Soren Sulfur Gospodarka Obserwuj notkę 56

Młodzi kandydaci na pracowników nie mają kompetencji ani umiejętności-alarmuje Wyborcza. Efekt-bezrobocie mimo istniejących wakatów. Tak wynika z badań firmy doradczej McKinsey Company. Co prawda jej badanie obejmowało kraje Europy tzw. "zachodniej", ale artykuł również odnosi się do Polski. Dlaczego?

Aż jedna trzecia (27 proc.) spośród 2,6 tys. europejskich pracodawców przepytanych przez McKinseya twierdzi, że pomimo starań nie udało im się zatrudnić pracowników na stanowiskach, które stworzyli z myślą o ludziach młodych. Wakaty blokują rozwój firm i przynoszą straty.

Tymczasem bezrobocie wśród młodych europejczyków bije rekordy, sięgając średnio 24%. Wytłumaczenie, oczywiście jest dominujące jedno-kryzys. Tylko, że kryzys jakoś nie dotknął w takim stopniu ludzi starszych, wśród których bezrobocie jest znacznie mniejsze. McKinsey Company wskazuje na inną przyczynę-złe wykształcenie. Otóż młodzi nie mają niezbędnych umiejętności, by poradzić sobie na oferowanych stanowiskach. Nie potrafią przyswajać nowej wiedzy, a ta, którą posiadają nie jest przydatna.

Analitycy McKinseya obwiniają szkoły o to, że nie dostosowują kształcenia do wymagań rynku.(...)Większość młodych Europejczyków twierdzi, że nikt im nie pomógł wybrać szkoły zgodnie z potrzebami rynku. Ledwie 25 proc. przyznaje, że wybierając szkołę, dowiedzieli się, jakie mają potem szanse zatrudnienia.

Porada McKinseya? Porzucić sztywny, wieloletni tryb studiowania na rzecz kursów, które można dorabiać ad hoc i do razu dyskontować ich pożytki na rynku pracy, odsuwając zdobycie dyplomu w czasie. Taka elastyczność, dowodzą, sprawdzi się. Można jeszcze, dodają, zaoferować studentom nisko oprocentowane pożyczki na zdobycie wykształcenia, które potem będą spłacać.

Ale czy to naprawdę rozwiązanie? Żeby takowe podać należy wpierw znać przyczynę. Wtedy można zaproponować remedium.

Skoro tylko 35% studentów i pracodawców uważa, że szkoły wyższe dobrze przygotowują do rynku pracy, a mimo to studenci nadal z usług tych szkół korzystają, to jak to mówi Max Kolonko "coś tu się nie dodaje". W normalnych warunkach jeśli konsument kupuje jakiś produkt i notorycznie okazuje się on nie tym, czego chciał, to popyt na taki produkt spada. W takim razie jeśli popyt na  studia nie dające pracy nie spada, oznacza to, że coś jest nie tak z rynkiem. A skoro jest coś nie tak z rynkiem, to należy, mówiąc klasykiem "szukać państwa". Bo tylko państwo potrafi zaburzyć rynek.

Szukać za daleko nie trzeba. We wszystkich państwach Europy edukacja wyższa jest w ten czy inny sposób subsydiowana. Albo wręcz fundowana w całości za pieniądze podatników. Opłaty za studia są symboliczne albo nie ma ich wcale. Europa wręcz szczyci się tym systemem. A teraz jest wielce zdziwiona, że absolwenci tego systemu nie mają umiejętności niezbędnych na rynku pracy. Europejczycy nie widzą tu związku.

A jest on oczywisty. Jeśli coś jest darmowe, to jest wyjęte z kalkulacji rynkowych albo odgrywają one niewielką role. Prawo popytu i podaży jest nieubłagane-jeśli coś jest darmowe, to popyt na to będzie nieskończenie duży. W Polsce efektem tego jest gigantyczne parcie na uczelnie i nawała studentów na byle jakie kierunki, powodująca również siłą rzeczy obniżenie standardów nauczania. Bo coś, co miało być elitarne w masie elitarne już być nie może. Na to nakłada się też fakt, że skoro rynek nie bierze udziału w podejmowaniu decyzji o podjęciu studiów, to nic dziwnego, że cześć ludzi wybiera kierunki kiepskie albo w ogóle zbędne. Kiedy opuszczają uniwersyteckie mury mają dyplom, który świadczy tylko o tym, że coś więcej wiedzą o świecie. Nic on im jednak nie daje.

Dzieje się tak, bo wyjęto system kształcenia z systemu cen. Ceny są niezbędne w życiu człowieka, gdyż informują go o tym, co się opłaca a co nie, czego brakuje, a czego jest dostatek. Lepiej niż jakikolwiek system komunikacji rozprzestrzeniają  informację. To, co się dzieje w Bangladeszu ma wpływ na ceny dajmy na to okien w Polsce, ale nikt nie musi tego wiedzieć, analizować, szukać danych - wystarczy, że spojrzy na cenę i na jej podstawie podejmie decyzję. Kupić - czy nie kupić. Tam, gdzie  system cen jest zakazany lub zniekształcony, króluje zawsze marnotrawstwo i nierozsądek, gdyż ludzie są pozbawieni informacji o tym, czego im brakuje a czego juz mają w nadmiarze. Tak samo jest z wykształceniem. Jeśli studia byłyby płatne, wtedy ludzie braliby pod uwagę czy je faktycznie potrzebują, a jeśli tak-to wybieraliby takie, które by się im opłacały. Bardziej by zwracali uwagę na sygnały z rynku pracy i dostosowywali się do niego. Podobnie działałyby uczelnie, starając się śledzić trendy i obserwować przemiany by dostarczyć odpowiedni kurs za konkurencyjną cenę. Studia utrzymałyby elitarny status, a ludzie którzy na studiach marnują obecnie czas, gdyż wybrali je dlatego, bo są darmowe, uzupełnialiby wiedzę w inny, praktyczny i elastyczny sposób-ot, choćby taki, jaki wymienił McKinsey Company.

Wyglądałoby to w zasadzie prosto. Weźmy na przykład branże IT. Potrzebni są informatycy, więc ich płace byłyby wysokie. To wysyłałoby sygnał do studentów, którzy by zwiększyli popyt na studia informatyczne. Ceny ich poszłyby w górę, uruchamiając zachętę do konkurowania między uczelniami o ten segment rynku edukacyjnego. W końcu ceny spadłyby i wzrosłaby ilość absolwentów, która trafiałaby do branży IT. To jednak spowodowałoby spadek ich średnich płac, co wysłałoby sygnał do studentów, że to już się tak nie opłaca, więc ich ilość by się zmniejszyła. W końcu wypracowany zostałby punkt równowagi. I niedobory po prostu by nie występowały. Dziś zaś ogromna ilość ludzi idzie na kierunki, które stały się w efekcie pośmiewiskiem-europeistykę, socjologię czy politologię. Ponieważ, z całym szacunkiem, ale są to kierunki łatwiejsze do opanowania, aniżeli te techniczne. A ponieważ i to dyplom i to dyplom, a wszystko jest darmo-to nic dziwnego, że nawet wbrew rozsądkowi spora część idzie po linii najmniejszego oporu.

Ciekawa odmianę tego problemu mają w Stanach Amerykanie. Otóż tam wprowadzono system "tanich pożyczek" o których McKinsey mówi. Pożyczki te są, a jakże, subsydiowane przez państwo. Efekt? Równie tragiczny. Ludzie beztrosko idą studiować literaturę czy filozofię,  a potem są wielce zdziwieni, że nie mają pracy i muszą zajmować się czymś poniżej ich wykształcenia, a tym samym godności by spłacić powzięty dług.

Należy wprowadzić pełne odpłatności za studia, wprowadzić system cen do systemu uniwersyteckiego. Inaczej nadal ogromne zasoby, kapitał naszego państwa będzie marnowany. I to ten najważniejszy-kapitał ludzki.

 

Sulfur

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka