Soren Sulfur Soren Sulfur
823
BLOG

Migający się Wyszehrad

Soren Sulfur Soren Sulfur Polityka Obserwuj notkę 21

Polska miała ambicje zbudowania Grupy Wyszehradzkiej (Visegrad Four - V4) - opartego o Czechy, Węgry i Słowację lokalnego sojuszu. Ten zamysł posypał się w wyniku działań Putina i rozbieżnych zdań o Ukrainie.  Czy plany te były wobec tego nonsensem?

Dominują komentarze , wskazujące na fakt, iż po prostu...kraje te są głupie:

"Elity tych krajów są raczej nieliczne, dyskurs publiczny ubogi, decydenci uznali politykę europejską za część polityki zagranicznej, a samą zagraniczną za drugorzędną (bo nie tu zdobywa się władzę) i oddali ją w ręce dyplomatów. Od dyplomatów wymaga się realizacji celów stawianych przez polityków, więc starają się jak mogą i załatwiają kolejne drobne interesy, którymi politycy mogą pochwalić się wyborcom. Ale jakoś te drobne deale nie chcą się złożyć w żadną strategię, której można używać jako przewodnika w tworzeniu kolejnych koalicji w Brukseli, w żadną wizję miejsca danego kraju w Unii Europejskiej. Ostatnie 10 lat pokazało, że tak się da żyć w Unii: pozwolić ponieść się fali i podstawiać swój garnuszek, gdy nadarza się okazja."

Nie. Orban nie jest głupi, Czechy nie są zdradzieckie, a Słowacja podstępna. Działają tu mechanizmy geopolityczne.

Geopolityka to w skrócie nauka o tym, jak czynniki niezmienne, takie jak geografia, położenie - wpływają na czynniki zmienne, czyli na ludzi i ich decyzje. Z tej racji jest to bardzo pożyteczne narzędzie do długoterminowych prognoz, pozwalające przewidzieć ogólny sposób zachowania się danego kraju. Co nam mówią prawidła geopolityki o możliwym sposobie zachowania się Czech, Słowacji i Węgier?

Po pierwsze, kraje te grają w innej lidze niż Polska. Są wyraźnie mniejsze - od 4 do 10 razy. Powoduje to dwa efekty. Przede wszystkim mają znacznie mniejszą zdolność absorpcji skutków własnych decyzji - każda próba bycia niezależnym spotyka się z odpowiedzią ośrodków dążących do podporządkowania sobie tych państw, i od wielkości kraju zależy jak wiele jest w stanie takich intruzji tolerować, odeprzeć i się nie ugiąć. Czy dysponuje odpowiednio dużymi "zderzakami". Brak zapasu do absorpcji powoduje więc tendencje do unikania ryzyka, którego kosztów nie dałoby się zneutralizować. Drugi efekt wynikający z wielkości to znacznie skromniejszy zasób środków do dyspozycji, a tym samym - do użycia w polityce zagranicznej. Ponieważ pula środków jest mniejsza, nie jest możliwa realizacja wielu celów. Wobec tego zachodzi ich ostra selekcja i wybór kilku najważniejszych, a jednocześnie - pozostających w realnym zasięgu tych państw. Dlatego też mają one tendencje do koncentrowania się nie na tym, co wydawałoby się jest ważne, ale tym - co jest małe, ale za to w ich zasięgu, a jednocześnie nie zostanie skontrowane przez silniejszych.

Po drugie Czechy, Węgry i Słowacja inaczej są położone przestrzennie. Od zachodu, północy i wschodu otaczają je państwa duże, ludniejsze i potężniejsze (Włochy, Niemcy, Polska, Ukraina, Rumunia, Bułgaria w ograniczonym stopniu, Turcja), tworząc naturalną barierę polityczną przeciwko kontaktom z dalszymi częściami Europy, a jednocześnie budując "zaporę" siły przeciwko jakimkolwiek próbom angażowania się w tym kierunku. Jest na odwrót - to z tego kierunku wypływają oferty, naciski i żądania. Jednocześnie w kierunku odwrotnym istnieją państwowości nie większe a często mniejsze  (Bałkany). Powoduje to więc naturalne zorientowanie się na ten rejon, gdyż to w nim można coś realnie osiągnąć dysponując tak ograniczonymi zasobami. Strefa ta jest strefą implozji. Horyzont zainteresowań jest więc ograniczony samym rozmieszczeniem potencjałów krajów. Patrzą one na siebie, do środka regionu, a nie na jego zewnętrze.

Po trzecie państwa te mają punkt ciężkości zorientowany w przeciwnym kierunku niż Polska. Podczas gdy my orientujemy się na wschód i północ, na wskroś niziny wschodnioeuropejskiej, reszta krajów Wyszehradu ciąży ku południu i zachodowi. Winne temu są Karpaty. Góry te same w sobie nie stanowią wielkiej przeszkody, ale oddzielają one dwie strefy geograficzne a co za tym idzie - geopolityczne. Bo to one są liną demarkacyjną systemu rzek. Rzeki niziny wschodnioeuropejskiej spływają w dwóch kierunkach-północnym, do Bałtyku, oraz wschodnim-do morza czarnego. Historycznie to rzeki były głównymi szlakami masowej komunikacji i transportu, źródłem wody i tym samym liniami od których promieniowało osadnictwo i aktywność gospodarcza. Ich wpływ w XXI stuleciu nie jest już tak wielki, ale kiedyś był - i te pozostałości wpływu widzimy do dzisiaj w postaci rozmieszczenia największych ośrodków ludnościowych i produkcyjnych wraz z siecią kontaktów handlowych. Czechy, Słowacja, Węgry - naturalnie ciążą bardziej w kierunku Adriatyku i Morza Śródziemnego właśnie z tego względu.

Wszystkie te trzy czynniki sprawiają, iż płaszczyzna geopolityczna, na której porusza się Polska, Ukraina czy kraje Bałtyckie, jest rozłączna od tej, po której poruszają się państwa Wyszehradu czy Bałkanów. Płaszczyzny te tylko rogami zachodzą na siebie, co powoduje, że w sprzyjających okolicznościach rejony te potrafią się na krótko zjednoczyć - co znamy z naszej historii; ale zaraz potem się rozchodzą w swoje strony. Ich spięcie nie jest niemożliwe - ale bardzo trudne i nietrwałe.

Wszystkie te trzy czynniki razem powodują, iż kraje te mają inny modus operandi. Nie mogąc realizować swoich celów kompleksowo, realizując jakąś strategię bo na to nie ma środków, państwa te starają się wykorzystać fakt iż są bardziej przedmiotem aniżeli podmiotem geopolitycznym i lawirować między różnymi ośrodkami i interesami, kupcząc jedynym czym dysponują - swoim poparciem, niezależnością. Wytworzyło to charakterystyczny sposób działania na zasadzie "deali", transakcji dających większej potędze dostęp w zamian za małe, sektorowe korzyści. Państwa te wykonują całe serie takich transakcji z wieloma ośrodkami, i choć każda z nich jest mała, to w całości składają się na konkretne zyski.

Polski plan wobec Wyszehradu opierał się na wykorzystaniu właśnie słabości takiej koncepcji tworzenia sojuszu w oparciu o te państwa. Polska nie zdecydowałby się na ten krok, gdyby miała inne opcje - ale zbudowanie Nordstreamu, zaciśnięcie relacji Berlin-Moskwa i tym samym spacyfikowanie Ukrainy a następnie - jej przejście pod kuratelę rosyjską wraz z wygraną Janukowycza (dziś jest oczywiste, że jego polityka była tylko pozornie niezależna i dążyła do zbliżenia z Rosją wbrew interesom Kijowa) skutecznie uniemożliwiło Polsce prowadzenie tzw. polityki jagiellońskiej. Nie da się jej bowiem prowadzić nie dysponując jej podstawowym komponentem - Ukrainą. A Kraje Bałtyckie są bardziej obciążeniem niż wsparciem (razem są porównywalne ludnościowo z ...Słowacją), Białoruś zaś wpadła w orbitę Kremla. W takich warunkach powstała koncepcja przytulenia się do Niemiec (co miało swe koszty) i zorientowania się na północ - Skandynawię, oraz właśnie Wyszehrad.

Wyszehrad jest substytutem polityki jagiellońskiej. Jego idea bazowała na następującym rozumowaniu: Polska ma jedyną możliwość budowy bezpieczeństwa-jest nią próba jednoczenia regionu. Jednak najlepszą opcja ku temu, polityka Jagiellońska, automatycznie alarmuje Berlin i Moskwę, które dążą wtedy do jej uniemożliwienia. Dzieje się tak gdyż cele "jagiellonki" są łatwe do osiągnięcia - wystarczy sojusz polsko-ukraiński by stworzyć siłę odporową zarówno przeciw Rosji jak i Niemcom. Jednocześnie taki sojusz zmieniłby równanie regionu i przyciągnął resztę państw, uzyskujących w ten sposób większą podmiotowość. Dlatego każda próba tego typu spotyka się z reakcją - zwłaszcza Rosji. Tymczasem taka sama reakcja nie wystąpi w przypadku Wyszehradu - właśnie ze względu na jego słabości. Taki sojusz obejmowałby ledwo 60 milionów ludności i żeby w ogóle działał składać by się musiał z kilku elementów, więc byłby słabszy i potencjałowo i organizacyjnie. Z racji dysproporcji pomiędzy Polską a resztą istniałyby opory Wyszehradu przed przyjmowaniem kogokolwiek innego, gdyż państwa te preferowałyby wykorzystywanie potrzeb sojuszowych Polski do swojej polityki transakcji, a wpuszczenie kolejnego partnera - Rumunii czy Ukrainy automatycznie stawiały je na przegranej pozycji i odbierało możliwości tak dużego sterowania Polską. Taka konfiguracja jest też łatwa do rozbicia w pierwszych fazach powstawania - żeby Wyszehrad był trwały, Polska musiałaby wykonać mnóstwo projektów łączonych politycznych i militarnych, inwestycji, wymiany kulturowej, wytworzyć setki relacji wzajemnych. Trwałoby to długo i wymagało licznych zabiegów dyplomatycznych i nieziemskiej cierpliwości by znieść traktowanie Polski przez te kraje jako worka z łakociami. Z tego tytułu byłoby to przedsięwzięcie łatwe do storpedowania, bo przelicytowanie Polski jest dla Niemiec czy Rosji banalnie proste. Zawsze też można zastosować nacisk - Wyszehrad bowiem w tej fazie początkowej ma dokładnie taką zdolność absorpcji, jaką ma Polska. Czyli Polska musiałby "przyjmować na klatę" ciosy wymierzone w resztę Wyszehradu. Taka polityka jest łatwa do zaatakowania wewnętrznie, zwłaszcza gdy rachunek rośnie. Tak więc skala zagrożenia, jakie Wyszehrad prezentował była znacznie mniejsza, stąd był on "poniżej linii wzroku" większych ośrodków, jego rozbicie nie było takim priorytetem jak rozbicie polityki jagiellońskiej. I Polska właśnie na ten efekt liczyła - że spokojnie, w ciszy, nie antagonizując nikogo wytworzy te mocne relacje, zwiąże Wyszehrad z sobą i tym samym uda się zbudować blok militarno-polityczny niejako "znienacka", wykorzystując lekceważący stosunek do niego Berlina i Moskwy. Krótko mówiąc, że ośrodki te nie zorientują się, że przegapiły moment na jego rozbicie.

Koncepcja ta wydawała się działać, gdyż w pierwszych momentach kryzysu Ukraińskiego Wyszehrad mówił stanowczym, jednym głosem. Jednak potem posypał się właśnie gdy Rosja wzięła go na celownik - rozmontowując 7 lat starań Polski w ciągu paru miesięcy. Powody tej porażki są dwojakie, i w całości spoczywają na stronie polskiej. Po pierwsze, szybko Wyszehrad zobaczył, że Polska zdolność absorpcji nie obejmuje ich krajów. Nasze zasoby okazały się nadzwyczaj skąpe - nie starczyło ich nawet na realną pomoc Ukrainie, a więc celowi numer 1 Warszawy. Po drugie Polska była bardziej zainteresowana wykorzystywaniem Wyszehradu jako platformy głosowania w UE i nie wytworzyła tych setek połączeń, przez te 7 lat była cały czas na etapie wstępnym budowania V4. Tak więc kraje te nie miały ani kija ani marchewki które by wpływały na ich decyzje.

Czy wobec tego Wyszehrad traci rację bytu? Nie, wręcz przeciwnie. Ukraina nadal jest elementem zblokowanym przez Rosję. Kierunek Północny jest geograficznie rozerwany przez Bałtyk, więc w praktyce Polska byłaby pozostawiona sama sobie. Wyszehrad jest więc koniecznością. Ale w nowych warunkach Wyszehrad musi zostać przemodelowany. Rumunia, która od dłuższego czasu była nim zainteresowana, ma podobne spojrzenie na kryzys Ukraiński, co Polska, i jej strategiczne interesy są sprzeczne z rosyjskimi (Mołdawia i Naddniestrze). Czechy, Węgry i Słowacja sytematycznie blokowały rozmowy o poszerzeniu V4 o Rumunię właśnie, ponieważ zdawały sobie sprawę, że wtedy Bukareszt i Warszawa je zdominują. Rumunia po Ukrainie i Polsce jest trzecim największym państwem regionu, o orientacji wschodniej i bałkańskiej. Współpraca z nią jest musem tak czy inaczej i właśnie w ramach stosunków bilateralnych można spróbować zbudować nową, kompleksowa ofertę dla Wyszehradu. A przede wszystkim-nie obrażać się i robić swoje, wiążąc Wyszehrad z sobą.

 

Sulfur

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka