Soren Sulfur Soren Sulfur
6997
BLOG

Sytuacja międzynarodowa w ujęciu Jacka Bartosiaka

Soren Sulfur Soren Sulfur Polityka Obserwuj notkę 8

Narzekamy na poziom debaty publicznej w Polsce. Narzekamy na płytkość myśli polityków, którzy z racji swego zawodu muszą wypowiadać się na temat wszystkiego, decydować na temat wszystkiego, a w dodatku dobrze się przy tym prezentować. Jeden polityk nie przemawia do drugiego polityka po to, żeby go przekonać (tak jak to się zakłada, by w ten sposób działała demokracja przedstawicielska), ale po to, żeby jak najlepiej sprzedać swą wypowiedź wyborcom, którzy są rzeczywistymi adresatami. Zatem polityk siłą rzeczy nie jest specjalistą w przedmiocie tego, o czym decyduje i to nawet gdyby chciał. Zbyt wiele ról ma do wypełnienia i zbyt mało roboczogodzin podczas jednej doby,.

Podnoszenie poziomu debaty publicznej musi się więc odbyć oddolnie, ze strony obywateli. Politycy nas w tym nie wyręczą. To obywatele, poprzez coraz wyższe swoje uśrednione kompetencje, muszą stać się mądrzejsi od polityków, a ich postawić w roli sprawnych wykonawców, organizatorów, dyplomatów i reprezentantów. A i owszem, nawet wówczas politycy dalej będą mówić to, co obywatele chcą usłyszeć, ale nie chciejmy słuchać farmazonów o tym czy ktoś jest niski, brzydki, fajtłapowaty czy dzieciaty. Pozmieniajmy zresztą proporcje w tym, kogo słuchamy i analizujemy. Zamiast o politykach pomówmy o specjalistach z danej dziedziny. Bądźmy na czasie. I krytykujmy.

Dziś chciałbym poświęcić kilka chwil temu, co mówi Jacek Bartosiak - analityk Narodowego Centrum Studiów Strategicznych, z zawodu adwokat, piszący obecnie doktorat o wdrażanej amerykańskiej koncepcji wojny powietrzno-morskiej na zachodnim Pacyfiku. Zyskuje on na popularności, zwłaszcza w Internecie, po odbywanych przez niego odczytach i spotkaniach, które cieszą się bardzo dobrym przyjęciem:

https://www.youtube.com/watch?v=ipubiPXLb8g - Jacek Bartosiak - o sytuacji Polski i Świata w obliczu konfliktu USA - Chiny (1/2)

https://www.youtube.com/watch?v=u5hckFKFfB0 - Jacek Bartosiak - o sytuacji Polski i Świata (2/2)

https://www.youtube.com/watch?v=9ig9iuyFNSk&feature=share - Jacek Bartosiak o sytuacji międzynarodowej (KoLiber 24.03.2015)

https://www.youtube.com/watch?v=QVpSi2r9Rn4 - Jacek Bartosiak o sytuacji Polski w obliczu wojny na Ukrainie (Stow. KoLiber – 18.09.2014)

https://www.youtube.com/watch?v=s7oavBoWrus - Wykład mec. Jacka Bartosiaka "15 lat Polski w NATO”

https://www.youtube.com/watch?v=7CK1EWOIic4 - "Uwarunkowania geopolityczne strategii obrony Polski" - Fundacja Republikańska”

Główne tezy Bartosiaka.

Bartosiak analizuje sytuację międzynarodową przez pryzmat geopolityki, która w dłuższej perspektywie determinuje poszczególne polityki danych państw. Geopolityka, uwzględniająca położenie geograficzne państw, ukształtowanie terenu (łańcuchy górskie, równiny, morza, rzeki, wyspy) ma wg niego prymat nad ideologią czy wolą polityczną (jeden z podanych przez niego przykładów to przeorientowanie się komunistycznych Chin w latach '70-tych na rzecz kapitalistycznych Stanów Zjednoczonych w opozycji do komunistycznego Związku Radzieckiego).

Bartosiak myśl swą kieruje od ogółu do szczegółu. Przewodnim założeniem, jakie przedstawia jest wzrastająca rola Chin, która predestynuje ten kraj do walki o prymat na świecie. Obecnie, od kilku dekad, samodzielnym hegemonem są naturalnie Stany Zjednoczone, lecz zmienia się układ sił. To Chiny w dalszej perspektywie mają więcej atutów, by objąć samodzielne przywództwo. Stany Zjednoczone miały przegapić moment, kiedy dało się relatywnie bezkosztowo powstrzymać Chiny, ale w tym czasie uwikłały się w wojny w Iraku oraz Afganistanie. Administracja amerykańska już kilka lat temu zdała sobie z tego sprawę i przeorientowała swoją politykę zagraniczną, dokonała „piwot na Pacyfik”, tj. za główny priorytet w polityce zagranicznej postawiła sobie powstrzymanie Chin. Nigdy bowiem w historii, jak wskazuje Bartosiak, nie zdarzyło się, żeby hegemon dobrowolnie oddał swą pozycję. Zawsze kończyło się to wojną. Mając tego świadomość Amerykanie już teraz konstruują plany strategiczne na wypadek wojny z Chinami. Kluczowy ma tu być obręb pierwszego łańcucha wysp (Riukiu, Tajwan, Luzon, Filipiny - https://youtu.be/7CK1EWOIic4?t=14m45s ).

Zbliżający się koniec małżeństwa „Chimeryki” (termin ukuty przez N. Fergusona i M. Schularicka na określenie współzależności Chin i Ameryki, bigemonów światowych) pociąga za sobą, niczym kostki domina, konsekwencje na arenie politycznej dla całego świata. Walka z Chinami – nie tylko na polu militarnym – wymusza bowiem na Stanach Zjednoczonych całkowite podporządkowanie temu celowi pozostałych spraw. Tego przykładem jest „wyjście Ameryki z Europy”, czyli poświęcenie spraw europejskich, zmniejszenie nakładu wpływów na ten region. Również to problem chiński był rzeczywistym powodem nieudanej próby resetu z Rosją. Rosja z kolei ma sobie zdawać sprawę z chińsko-amerykańskiego napięcia i zbliżającej się próby sił, toteż zamierza w przyszłości dołączyć do obozu zwycięzcy, zaś obecnie chce maksymalnie wykorzystać moment amerykańskiej ucieczki. Chce ponadto „zasiąść do stołu” i przygotować sobie grunt pod przyszłą „Nową Jałtę” ( http://www.rzeczywspolne.pl/2012/10/nowa-jalta-gotujmy-sie-na-strategiczny-koszmar/ ).

Przez pryzmat tak przedstawionej „wielkiej gry” należy więc odczytywać wydarzenia na Ukrainie. Bartosiak jest zdania, że Majdan, Niebiańska Sotnia, choć zaskoczyły nieprzygotowanych na ten moment Rosjan, jedynie przyspieszyły interwencję Rosji na Ukrainie. Długoterminowym planem Rosji, w ślad za Karaganowem i Duginem, ma być stworzenie wielkiego eurazjatyckiego sojuszu, jakim by miał być sojusz Niemiec z Rosją. Polska zaś, wraz z pozostałymi krajami „pomostu bałtycko-czarnomorskiego”, znajduje się (jak to ujął w wywiadzie dla lutowego „Uważam Rze”) w „strefie zgniotu”. Państwom tym, jak dowiodła nieraz historia, trudno jest zachować suwerenność bez „zewnętrznego balancera”. Rolę tę spełniały Stany Zjednoczone, dzięki którym najpierw wg koncepcji wilsonowskiej uzyskaliśmy niepodległość po I wojnie światowej, a następnie po wygranej przez USA zimnej wojnie. Czy rzeczywiście możemy już mówić, że „spełniały”, tj. w czasie przeszłym, to jest to pytanie wciąż otwarte, ale bieg wydarzeń póki co ku temu zmierza.

Jakby tego było mało, Bartosiak stawia zaskakującą na pierwszy rzut oka tezę: Stanom Zjednoczonym nie zależy na osłabieniu Rosji. Rosja bowiem nie jest już dostatecznie silna, by móc im poważnie zagrozić, ale jednak wystarczająco, by stanowić języczek u wagi podczas chińskiej próby sił. Ponadto Rosją targają wewnętrzne problemy i niewykluczony jest scenariusz, w którym kraj ten się rozpadnie. Bartosiak życzyłby sobie tego z punktu widzenia interesu Polski (licząc na wejście kapitału polskiego na wschodnie rynki), lecz stanowiłoby to jednocześnie najczarniejszy scenariusz dla Amerykanów: przy wielopodmiotowości rosyjskiego żywiołu brak byłoby pewności co do stabilizacji nuklearnego zagrożenia (możliwe przejęcie tej broni przez juntę wojskową lub islamskich ekstremistów w którejś z powstałych federacji) oraz nieograniczone niemal możliwości ekspansji dla żywiołu chińskiego wewnątrz kontynentu azjatyckiego.

W kontekście samej wojny na Ukrainie, Bartosiak uważa, że jest ona dla naszych południowo-wschodnich sąsiadów już przegrana. Ukraińskiej armii brakuje nowoczesnego sprzętu, znajduje się w rozsypce, morale fatalne. Najbardziej Ukraińcom ma jednak brakować możliwości rozpoznania, w czym są uzależnieni od Amerykanów, a ci, prowadząc własną politykę (deeskalacji), nie przekazują im wszystkich informacji. Przewaga Rosjan jest tak daleko idąca, że jest kwestią czasu, gdy tylko ruszą dalej na zachód Ukrainy.

To najważniejsze zagadnienia w zakresie „diagnozy” Bartosiaka, opisu przez niego sytuacji. W rozłączny sposób traktować należy wnioski z niej płynące w postaci postulatów politycznego działania.

Mianowicie Bartosiak twierdzi, że nie ma już sensu pomagać Ukrainie, bo cokolwiek by się dla niej nie zrobiło, to ona już przegrała. Jeśli Polska nie może na tym konflikcie już nic wygrać, to niech przynajmniej ograniczy straty. Zdaje się więc sugerować bierność, pozostawienie tej sprawy potężniejszym graczom, od których to może coś zależeć. Polska ingerencja może tylko sprowokować reperkusje ze strony Rosji, która póki co nie ma interesu bezpośrednio interweniować w Polsce. Jakkolwiek gra ona na obnażenie słabości tzw. „Zachodu” (w który Bartosiak już nie wierzy), fikcyjność sojuszy, tak jednak nikt nie ma stuprocentowej pewności co do realności gwarancji ze słynnego „artykułu 5”.

W skali makro, z uwagi na spodziewane w przyszłości odwrócenie sojuszy i nieistnienie takiego bytu jak zjednoczony „Zachód”, Bartosiak oczekuje, by Polska opowiedziała się po stronie zwycięzcy i na rzecz tego, kto da po prostu więcej. Niekoniecznie mają to być Amerykanie, którzy prowadzą własną politykę; którzy wprawdzie za Wilsona i za Reagana nam sprzyjali, ale istnieją argumenty, że tak wcale nie musi być. Amerykanie najchętniej bowiem wg niego chcieliby, aby 1) nie powstał eurazjatycki sojusz, który mógłby im zagrozić; 2) powstrzymać to jak najmniejszym nakładem sił, najlepiej obcymi rękoma; 3) i by jednocześnie nie osłabić przesadnie Rosji, co już jest sprzeczne z polskim interesem.

Bartosiak jest entuzjastą idei „Międzymorza”, tj. federacji/związku państw Europy Środkowo-Wschodniej, których łączy wspólne zagrożenie ze strony Niemiec i Rosji. Jego zdaniem Polskę czeka upadek albo wielkość ( http://www.nowakonfederacja.pl/polska-droga-od-slabosci-do-sily/ ) z uwagi egzystowanie w strefie zgniotu i jednocześnie na szanse jakie się wiążą z możliwym upadkiem Rosji. Uważa on bowiem, że Polska od Rosji może być silniejsza, tak jak to już miało miejsce w przeszłości (I RP do XVII w. i wygrana wojna w 1920 r.), ale od Niemiec nie, gdyż ci są zbyt potężni kapitałowo i technologicznie.

Komentarz.

Uważam, że kluczowe jest rozdzielenie Bartosiaka w roli „diagnostyka” od Bartosiaka w roli „stratega”. Jego opisy rzeczywistości zachwycają swoją przenikliwością i świeżością podejścia do tematu. O rzeczach, na które on wskazuje w związku z sięganiem do źródeł zagranicznych (w szczególności amerykańskich), prawie się w Polsce nie mówi. Narracja głównego nurtu utwierdza bowiem wszystkich w siłę i jedność Zachodu. Wizja świata Bartosiaka jest wyjątkowo chinocentryczna, co nawet każe się zastanawiać, na ile jest w niej przesady. Nie można jednak odmówić racji temu, że potencjalna „zimna wojna” pomiędzy Chinami a Ameryką lawinowo zmieni świat. Tymczasem zdaje się, że opinia publiczna wciąż żyje światem „dnia wczorajszego”, tj. rywalizacją USA i ZSRR, tłumacząc sobie przez ten pryzmat wszystkie zachodzące polityczne procesy.

Wątpliwości mam natomiast co do poszczególnych postulatów Bartosiaka. Zdaje się, że zarzuca on naiwność tym, którzy sądzą, że Polska może coś zdziałać na Ukrainie i lepiej wycofać się politycznie z tego konfliktu. Czy jednak nie jest też naiwnością przekonanie, że Rosja pozwoli nam się wycofać? Ta sama Rosja, która buduje swą narodową tożsamość w oparciu o opozycję wobec Polaków (vide: Dzień Jedności Narodowej w rocznicę wyzwolenia Kremla z rąk Polaków, a nie np. pokonania dużo bardziej wpływowego na historię Napoleona lub Hitlera)? Sam przecież Bartosiak wskazuje na „strefę zgniotu” i wypływające z natury geopolitycznego położenia Niemiec i Rosji dążenie obu tych państw ku sobie. Jest przecież w interesie Polski, by Rosja nie była w stanie usiąść na donbaskich bagnetach.

Zbyt daleko idący wydaje się też być sceptycyzm względem Stanów Zjednoczonych. Słusznie wskazuje Bartosiak na świadomość, że Amerykanie prowadzą własną politykę, która tylko dlatego b y w a propolska, że jest korzystna dla nich samych. Racjonalne jest też założenie, że pod wpływem ogólnoświatowych przemian może się to zmienić. Czy jednak przeorientowanie się na Chiny lub Rosję nie niesie za sobą tego samego zagrożenia? Przecież te państwa tym bardziej trudno posądzać o polityczną filantropię. W dodatku są one całkowicie kulturowo obce względem wartości wyznawanych przez polskie państwo, znajdujące się w kręgu cywilizacji łacińskiej. Historia sprawdziła już, jak wygląda Europa Środkowo-Wschodnia pod przywództwem Stanów Zjednoczonych oraz Rosji. Ten pierwszy scenariusz przyniósł nam niepodległość (nawet jeśli zarzucamy mu plastik i makdonaldyzację), a drugi w XIX i XX w. zabory oraz PRL. Scenariusz chiński jest totalną niewiadomą, ale można przypuszczać, że byłby to hegemon o sile, jaka dotychczas światu znana nie była.

 

 

Soren

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka