Soren Sulfur Soren Sulfur
1757
BLOG

Tezy Jacka Bartosiaka - polemika

Soren Sulfur Soren Sulfur Polityka Obserwuj notkę 19

W niedawnej notce można było zapoznać się z ogólną treścią tez Jacka Bartosiaka odnośnie geopolityki światowej i roli Polski.W tej zaś spróbujemy krytycznie prześwietlić najważniejsze ich składowe.

Przesłanie Bartosiaka można podsumować w trzech tezach:

1. Rosnąca potęga Chin wywoła reakcję USA. Chiny dysponują takim potencjałem iż, jak zdaje się sugerować Bartosiak - wygrają.

2. Niemcy to stała potęga - kapitał, technologie i - jeśli zechcą - armia powodują, iż Polska nie ma możliwości rzucać wyzwania Berlinowi. Szansą na rozwój Polski i na wzrost jej znaczenia jest rozwój na wschód - gospodarcza ekspansja w tym kierunku.

3. Rozpad Rosji jest prawdopodobny i korzystny dla Polski. Budowa projektu Międzymorza , podział Rosji oraz ekspansja kapitału utrwalą polską dominację na wschodzie.

Bartosiak te trzy kwestie czyni filarami każdej swojej wypowiedzi i rozumowania. Nie jest to rozumowanie niepoprawne, jednak jeśli te trzy założenia się nie sprawdzą, wtedy staje się ono błędne.  A założenia te są prezentowane niemalże jak aksjomaty i ani rozmówcy Bartosiaka ani on sam nie próbują ich weryfikować. Warto jednak rozważyć te trzy punkty w poszukiwaniu ich słabości.

Teza 1) Chiny jako nowa superpotęga. Statystyki są imponujące, perspektywy raczej dobre, co przy wielkości ludności powinno gwarantować Chinom pozycję na podium mocarstw. Ale to nie surowa siła stanowi o potędze państwa - lecz jego otoczenie, czyli konfiguracja geopolityczna.  Jest się tak silnym, jak słabi są sąsiedzi.

Sąsiedzi USA zaś są wielokrotnie słabsi i mniejsi i dysponują nie najlepszą geografią - albo zajmują suche wyżyny oraz góry (Meksyk), albo cienki pasek ostatków klimatu umiarkowanego oraz koło podbiegunowe (Kanada). Meksyk to ok. 120 milionów mieszkańców, Kanada 35. USA zaś mają ponad 300. Ich populacja będzie rosła, do połowy wieku osiągając ponad 400 milionów ludzi (Kanada ok.40-50, Meksyk ok 140. Brazylia rośnie z 200 do 230). USA ma świetny dostęp do dwóch oceanów oraz włada największym ciągłym rejonem uprawnym świata - systemem rzecznym Missisipi, która łączy ogromne połacie tego kraju w geograficzną jedność. W obu Amerykach Stany nie mają nikogo, kto mógłby się im przeciwstawić potencjałowo, ani nikogo mającego lepszą konfigurację geograficzną. To 1/3 populacji obu Ameryk i ½ populacji Ameryki łacińskiej i ¾ populacji UE. Niezaprzeczalny hegemon, mający ogromne możliwości dalszego wzrostu. Do tego zajmujący pozycję stykową ze wszystkimi kontynentami Ziemi i mają dostęp do obu krańców Eurazji. USA jest przez to otwarte na świat-z konieczności i z położenia. Zagrożenia przyjść bowiem mogą tylko z zewnątrz. Konfiguracja geograficzna skazała więc ten kraj na drogę dominacji morskiej, co Waszyngton osiągnął.

Chiny zaś są zbudowane dokładnie na odwrót. Są geograficznie podzielone na kilka równoważących się stref , co poprzez wieki dało efekt kulturowych i geopolitycznych podziałów. To kilka obszarów o odmiennej dynamice rozwoju - złote wybrzeże, interior, exterior, terytoria mniejszości narodowych – zjednoczone Chiny to rzadkość, stanem naturalnym jest podział i/lub izolacja, która jest wynikiem absorpcji zasobów na utrzymanie jedności i spokoju wewnętrznego. Chiny są nadto geograficznie oddzielone od świata - zarówno od Eurazji jak i reszty kontynentów. Od Eurazji oddzielają je Himalaje, pustynie tkaie jak Gobi, dżungle (Wietnam), powodując iż tzw. „Chiny  właściwe” są sprasowaną osobną, oddzieloną od reszty terytoriów kontrolowanych przez Pekin krainą. Te kontrolowane regiony stanowią to, czym jest dla Rosji „bliska zagranica”-bufor bezpieczeństwa. Od reszty kontynentów Chiny oddziela pasmo wysp, poczynając od Tajwanu i Japonii. To powoduje, iż o ile „Chiny właściwe” mają dobrą dynamikę rozwoju i dobre połączenie z morzami świata, to jednocześnie ich aktywność i polityka jest rozdarta między exterior i interior, tworząc  z Chin państwo raczej implozyjne, a nie eksplozyjne - które cyklicznie „zapada się” i koncentruje na polityce wewnętrznej. Innymi słowy podczas gdy USA jest skonfigurowane „na świat”, Chiny są skonfigurowane ”na siebie”, gdyż same są osobnym światem.

Chiny dodatkowo są otoczone państwami albo bardzo potężnymi, albo bardzo bogatymi, i żadne nie uważa ich za swojego przyjaciela. Jednym z tych państw są Indie - potencjalna równowaga dla Chin. Pierścień krajów blokuje również dostęp do oceanów (Korea, Japonia, Tajwan, Malezja, Indonezja, Filipiny). Taka geopolityczna konfiguracja sprawia, że Chiny, choć globalnie silne, lokalnie są słabe, gdyż są zbyt ograniczone swoimi sąsiadami.

Jakby tego było mało, rozwinięte gospodarczo Chiny USA nie detronizują kompletnie – jest to bowiem trzecie najludniejsze państwo planety i status ten nie zmieni się w ciągu półwiecza. Podczas gdy Europa kurczy się demograficznie w tym samym czasie, USA nadal rosną-co pozwoli im utrzymać ok.15% udział w PKB świata (Europa ok 12-8%, Chiny 20-30%). Jest to spadek z obecnych 25-20%, jednak nie jest to tak dużo, by USA wyeliminować z gry. USA pozostanie trzecią gospodarką globu.

Hegemonia nie oznacza koniecznie dominacji na każdym polu, lecz zdolność do wywierania decydującego wpływu na politykę światową. To zaś USA mogą swobodnie robić z pozycji trzeciej największej gospodarki Ziemi i trzeciej największej populacji z racji swojej naturalnej pozycji geopolitycznej.

Teza 2): Niemcy są potęgą gospodarczo-finansową z którą nie da się rywalizować, dlatego Polska powinna koncentrować się na ekspansji handlowej na wschód. Ekspansja taka zdaje się jest słusznym celem, ale określenie Niemiec jako progu nie do przeskoczenia jest już raczej przesadą. Po pierwsze Niemcy są tak naprawdę na początku głębokiego kryzysu. Demografia niemiecka przeżywa wielopokoleniowy spadek, któremu nie potrafią zaradzić imigranci. Grozi to kryzysem wewnętrznym w przyszłości i paraliżem decyzyjnym państwa w wyniku konfliktów kulturowych. Infrastruktura niemiecka, choć to może wydawać się dla Polaków śmieszne, jest w opłakanym stanie - lata braku inwestycji powoli zaczynają odbijać się czkawką. Zaś przemysł niemiecki i wydajność gospodarki w ogóle jest niszczona nieracjonalną polityką energetyczną - polegającą na sztucznym wspieraniu OZE poprzez kreowanie kosztów dla reszty form produkcji elektryczności. Gospodarka Niemiec zaś w połowie jest zależna od eksportu. Niemcy wykorzystują więc swoją pozycje w UE, by eliminować konkurentów za pomocą unijnych regulacji, czego koronnym przejawem jest polityka klimatyczna, narzucająca limity CO2.W ten sposób wyjaławiają krajobraz przemysłowy Europy, uzależniając sąsiadów od swoich produktów.

Słynna zaś sprawność niemieckich firm jest sprawnością upośledzoną. Czy Niemcy wynalazły po wojnie jakąkolwiek przełomową technologię? Otóż nie. Niemcy górują swoją kulturą pracy oraz inkrementalnie ulepszanym przemysłem precyzyjnym i maszynowym. Wszystkie dziedziny, jakie Berlin zdominował należą do branż „starych”. Brakuje podobnych sukcesów na nowych polach gospodarczej rywalizacji. Jest to spowodowane tym, iż państwo niemieckie wytworzyło komfortowe warunki do działania dla pewnego zespołu przedsiębiorstw i im podporządkowało prawo gospodarcze oraz podatkowe - co odbija się negatywnie na zdolności reszty gospodarki do konkurowania. Do tego taki sposób aranżacji ekonomii spowodował, iż niemieckie przedsiębiorstwa mają przestarzałą strukturę, nie są elastyczne. Ponieważ zaś państwo je chroni to trudno oczekiwać, by w razie potrzeby były w stanie szybko się zmienić.

Nie w tym jednak największy problem tezy Bartosiaka. Te bowiem problemy można rozwiązać prędzej czy później, Polska zaś ma ogromne zaległości - wynik niezbornych rządów ostatnich lat - i jej rozwój jest chybotliwy i niepewny.  Problem leży w mentalności „modernizacji wstecz”, czyli próbie widzenia sukcesu gospodarczego w branżach, które już ktoś rozwinął i zdominował. Oznacza to, iż pragnie się sukcesu tam, gdzie ktoś inny już ma przewagę komparatywną i w związku z tym jest trudne lub wręcz niemożliwe mu dorównać czy go przewyższyć uczciwymi metodami. Tak patrząc trudno by było Polsce dorównać Niemcom. Jednak myślenie tego typu ignoruje nowe technologie. Mają one tą właściwość, iż zarówno kraje rozwinięte jak i nie zyskują do nich dostęp w tym samym czasie. To wyrównuje linię startu. Dobrym przykładem jest tu komercyjne wykorzystanie Internetu - i Niemcy i Polska startowały tutaj z tego samego poziomu, i nie ma wielkich przeszkód, by Polska z sukcesem konkurowała tu z Niemcami. Przewaga naszego sąsiada polega bowiem tylko na łatwiejszym dostępie do kapitału. Świetnym probierzem tej tezy są drukarki trójwymiarowe - Polska weszła w nie w tym samym czasie co inne kraje i obecnie przechwyciła 10% rynku, perspektywy rozwoju branży są dobre. Polska ma szanse stania się innowacyjną potęgą - ale tam, gdzie nie trzeba iść pod prąd, a więc w nowych technologiach i ich zastosowaniach, gdzie szanse są wyrównane.

Teza 3). Rozpad Rosji jest dla Polski korzystny. To tylko intuicyjnie prawda. Rosja nieraz stawała przed widmem rozpadu, zawsze jednak ten proces odwracała. Można mówić co najwyżej o „geopolitycznym mgnieniu oka” - chwilowej zapaści rosyjskiej, ale nie rozpadzie. Dlaczego? Rosja która się rozpada zamienia się w Rosję narodową. A Rosja narodowa jest skoncentrowana i silna. „Rozpad” nie spowoduje więc powstania wielu republik w części europejskiej. Rosja jest scentralizowana w naturalny sposób - na Moskwie właśnie, który to rejon wraz z miastem ma populacje ok.20-30 milionów ludzi, więc jedną piątą całości. Część europejska kraju jest zdominowana przez narodowość rosyjską, i ta cześć to prawie 4/5 populacji kraju. Tutaj jest też większa część przemysłu, produkcji, gospodarki. Oznacza iż „rozpad Rosji” nie doprowadzi do szczególnej zmiany układu sił w Europie Wschodniej - nadal będzie ona zdominowana przez Moskwę. Ponieważ zaś jedną z przyczyn marazmu i problemów rozwojowych Rosji jest konieczność utrzymywania ogromnych, kiepsko zaludnionych terenów dalekiego wschodu, można wręcz oczekiwać, że Rosja odzyska dynamizm bardzo szybko.

Tezy więc o wielkiej korzyści jaką jest rozpad Rosji należy uznać za przesadzone. Wręcz można stwierdzić, że faktyczny rozpad jest Polsce nie na rękę: nasz kraj jest za mały by prowadzić politykę mocarstwową, a koncept Międzymorza ma szanse powodzenia tylko wtedy, jeśli albo jest się w stanie tą przestrzeń zdominować, lub wtedy jeśli kraje go stanowiące mają interes by Międzymorze ustanowić dobrowolnie. A taki interes istnieje tylko wtedy, gdy Rosja jest dość silna, by tym krajom zagrozić. Innymi słowy aby Międzymorze mogło istnieć musi być w kleszczach niemiecko-rosyjskich. I tylko taka konfiguracja pozwala Polsce na budowę takiego tworu i w nim funkcjonowanie jako jeden przodujących elementów. Brak zewnętrznego imadła powoduje, iż wszystkie państwa grają przeciwko sobie i gdzie Polska jest zaledwie jednym z 3-4 silniejszych graczy regionu. O budowaniu czegoś większego można wtedy zapomnieć, gdyż nie ma to racji bytu - jedyne, co spaja te państwa to wspólne zagrożenie i tylko ono jest w stanie przezwyciężyć wzajemne sprzeczności.

Wiedza Bartosiaka robi wrażenie, a argumentacja wygląda na solidną. Brakuje jednak w niej jasnego wytyczenia celów i sposobów realizacji . To zaś wymagałoby krytycznego spojrzenia na założenia głoszonych tez-tylko bowiem poddając je krytyce można opracować taki plan i strategie działań, które pozwolą Polsce „spaść na cztery łapy” w każdej sytuacji, nie tylko tej przewidzianej przez Bartosiaka.

 

Sulfur

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka