Soren Sulfur Soren Sulfur
1778
BLOG

Rozwiązanie Franciszka. Papież mądrzejszy.

Soren Sulfur Soren Sulfur Polityka Obserwuj notkę 15

Komentarz Pawła Lisickiego mówi jasno: papież to idiota, Islam to zagrożenie, nie dla imigrantów i uchodźców. Nie rozumie wezwania Franciszka. Czy faktycznie jest ono wariackie?

Przypomnijmy-papież Franciszek wezwał, by każda parafia przyjęła po jednej rodzinie uchodźców (nie rozróżnia skąd, ani czy faktycznie to są uchodźcy). Paweł Lisicki widzi w tym wezwaniu podkopanie argumentów prawicy w Europie przeciw imigrantom, wybicie broni z ręki. Retorycznie zadaje pytanie-dlaczego tylko jedna rodzina? A nie kilka? Dlaczego w Bazylice św. Piotra nie zmieścić kilkaset imigrantów? Cały tekst do przeczytania tutaj 

Po pierwsze zauważmy-papież wypowiedział się co do tego, co zrobić z uchodźcami już na terenie Europy. O tym czy ich wpuszczać, jak rozwiązać kryzys-decydują jednak państwa, ich władze. A nie papież.

Po drugie odpowiedź „dlaczego tylko jedna rodzina” jest kluczem do zrozumienia błędu Lisickiego. Zastanówmy się nad zagrożeniem, nad którym redaktor naczelny „Do Rzeczy” od kilku lat się rozwodzi.

1. Islam jest obcy kulturowo, jego podstawy są w wojnie, braku szacunku dla życia ludzkiego

2. Islam nie jest religią per se, ale de facto politycznym programem podboju

3. Umiarkowani muzułmanie praktycznie nie istnieją-z punktu widzenia chrześcijaństwa i post-chrześcijaństwa wszyscy są ekstremistami.

4. Część z nich aktywnie sięga po przemoc i terroryzm

5. IS i inne organizacje terrorystyczne wykorzstują obecną falę migracyjną by przerzucić swoich agentów

6. Migranci prezentują niższą kulturę i poziom cywilizacyjny

7. Jednocześnie mają wysoki współczynnik dzietności, są wojowniczy i narzucają swoje wartości wykorzystując słabość lewicowych elit Europy

W jaki sposób jednak zagrożenie islamizacją zostało w Europie stworzone? Należy sięgnąć do lat 60tych i 70tych XX wieku. Na całym Zachodzie wtedy partie i ruchy lewicowe z różnych powodów doszły do tego samego wniosku - że należy naciskać na otwarcie granic i przyjmowanie  imigrantów często „jak leci” (dosłownie tak działa to dziś w Szwecji-stąd powolny upadek tego kraju w  statystykach rozwoju) . Argumentowano to na wiele sposobów, głównie „lecąc” na reductio ad hitlerum, lub poprzez appeal to emotions (tzw. Logical fallacy, błąd w argumentacji, lub chwyt erystyczny-manipulacja emocjonalna zamiast rzeczowej logiki i faktów). Argument ostateczny stanowiło stworzenie dynamicznego społeczeństwa „multi-kulti”, które ma być lepsze-gdyż produktywniejsze dzięki wymianie idei, postaw i wartości-od unikulturowego czy wręcz unietnicznego. Do dzisiaj wszystkie badania na ten temat zaprzeczają w oczywisty sposób tej tezie-wraz z wzrostem różnorodności społeczeństwa stają się bardziej ksenofobiczne, skłócone, niewydajne-wzrastają bowiem koszty transakcji na wskutek spadku poziomu zaufania społecznego, gdyż różne normy i wartości powodują różne interpretacje tych samych sytuacji, co wymaga rosnącej obsługi prawnej i zabezpieczeń. Ale o tym być może innym razem.

Prawdziwym powodem decyzji dla otwarcia granic-zarówno w USA jak i Europie-była chęć importu wyborców. Lewica miała trudności by wygrywać wybory z prawicą ze względu na to, iż prawica przywłaszczyła wszystkie tradycyjne hasła lewicy, budując państwa opiekuńcze i realizując hasła socjalistów z pierwszych dekad XX wieku. W Stanach zaś Partia Republikańska wygrała bitwę o prawa czarnej mniejszości i, mówiąc po młodzieżowemu, „zaorała” Partię Demokratyczną, której poparcie zasadzało się od dekad na rasistowskiej polityce wobec tejże mniejszości. Teraz skompromitowana PD musiała dokonać zwrotu-przekupując czarnoskórych wyborców socjalem. To jednak było niewystarczające, więc postarano się otworzyć granice by wyborców importować. Dokładnie taki sam cel przyświecał lewicy europejskiej.

Imigrant bowiem ląduje w kulturze obcej, która nierzadko będzie z nieufnością odnosiła się do jego zwyczajów, nieprzystosowania, co jest naturalnym i łatwym do przewidzenia skutkiem ludzkiej natury. Im większa różnica tym bardziej drastyczny efekt. Dlatego lewica wspiera imigrację z krajów maksymalnie odmiennych od własnego - aby generować konflikty między populacją migrancką a lokalną. Im trudniejsza integracja tym trwalsza baza wyborcza. Migrant nadto startuje z gorszego punktu jako najbiedniejszy element społeczeństwa i jest tzw. „have not”-nie ma pozycji, majątku, dobrej pracy, gdyż nie ma odpowiednich umiejętności ani nie odziedziczył kapitału ludzkiego po swoich przodkach. To pożywka dla niezadowolenia, pod warunkiem że takich ludzi będzie odpowiednio dużo i będą mieli kogoś, przez kogo swoje niezadowolenie będą mogli krystalizować. Tym krystlizatorem miały być partie lewicowe – broniące imigrantów przed ksenofobią rodzimej populacji i tym samym ustawiając prawicę w pozycji moralnie negatywnej, co utrudnia walkę polityczną. Dodatkowo „have nots” w postaci imigrantów byli głównym celem dla polityki socjalnej. Która od początku swojego istnienia służy przekupywaniu wyborców, gdyż jej skuteczność jest znikoma a często negatywna.

W ten sposób lewica miała zamiar stworzyć stały przyrost ilości wyborców na nią głosujących-pochodzących z krajów opresyjnych, nie mających tradycji wolnościowej ani przywiązania do indywidualizmu (a wiec skłaniających się ku bliskiemu lewicy kolektywizmowi) pochodzących z kultur w których jałmużna i roszczeniowość to sposoby na życie (czy „importowani” są imigranci arabscy, czy też może z Wietnamu? Czy ktoś słyszał o problemach z tymi drugimi?). By jednak ten plan się udał, lewica musiała się upewnić, że integracja imigrantów nigdy się nie powiedzie.

Ten cel osiągnięto sztucznie tworząc imigranckie getta, całe dzielnice zdominowane przez jedną kulturę. W ten sposób opóźnia się lub wręcz uniemożliwia jakąkolwiek integrację. Klasycznym przykładem takiej polityki jest Paryż, gdzie wykreowano specjalne dzielnice imigranckie na życzenie lewicy po to właśnie, by poprzez manipulacje ordynacją wyborczą uzyskać w ten sposób przewagę w wyborach. Skutki tego można dziś obserwować z każdym razem gdy dzielnice te zaczynają podpalać samochody i dezelować miasto.

To, co proponuje papież jest odwrotnością tej polityki. Po pierwsze-nakreśla on limit imigrantów. 1 rodzina na 1 parafię. Czyli od 3 do ok 12 osób (zależy jak interpretować słowo „rodzina” i jak liczna ona jest). Po drugie-nakazuje on rozproszenie imigrantów. Nie będą oni w stanie łatwo tworzyć gett. Funkcjonując w izolacji, wśród obcych będą się łatwiej integrować. Na tym polegał plan francuskiej prawicy w latach 80-tych, storpedowany przez lewicę – imigranci mieli zostać „rozsypani” po Paryżu by „wsiąkli” w okolicę, ucząc się nowej kultury.

Po trzecie-największą trudnością w wyłapywaniu terorrystów islamskich jest fakt, że operują oni w masie muzułmanów incognito (dlatego zamachy odbywają sie zawsze tam, gdzie istnieje znacząca koncentracja tej mniejszości). Kontrola praworządności będzie więc łatwiejsza. Obserwacja i inwigilacja kilku osób jest dużo łatwiejsza niż tysiąca.

Po czwarte-imigranci trafią do ośrodków chrześcijańskiej indoktrynacji. Nie trzeba w ogóle prowadzić jakiejś akcji nawracającej, sam kontakt pozwoli na budowanie nowego kapitału społecznego, którym tym ludziom brak. Zwiększy się prawdopodobieństwo przesiąknięcia pozytywnymi wartościami Zachodu przy jednoczesnej impregnacji na ekstremizm islamski. Parafie będą miały stuprocentową kontrolę nad procesem okcydentalizacji. 

Podsumujmy-mała ilość. Rozproszenie. Kontrola. Indoktrynacja. Okcydentalizacja. Gdzie tu głupota, panie Lisicki? 

 

Sulfur

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka