Soren Sulfur Soren Sulfur
1998
BLOG

Ponieważ PiS jest antyputinowski, to jest proputinowski

Soren Sulfur Soren Sulfur Polityka Obserwuj notkę 49

Przed wyborami istniała teza, iż antyrosyjskość PiSu wpędzi nas w konflikt z tym krajem (zbrojny) i wobec tego jest to partia niewybieralna. Po wyborach powstała nowa teza, odwrotna - ponieważ konfliktujemy się z Zachodem, to wpychamy się w orbitę Putina, bo kto będzie bronił Polski.

Jest to teza tak samo niefortunna jak ta poprzednia. Może jednak wydawać się sensowna: Polska realizując politykę wewnętrzną uderzającą w interesy państw UE i NATO oraz doprowadzając do konfliktu  o jakość swojej demokracji osłabia pozycje w tych strukturach oraz antagonizuje swoich sojuszników. Tym samym będą oni mniej skorzy do realizacji postulatów Warszawy donośnie bezpieczeństwa, głównie militarnego wobec coraz bardziej agresywnej Rosji. W skrócie tezę tą można podsumować jako „nie kąsa się ręki która nas karmi”.

Istnieje też jej odmiana, która odwołuje się do krytyki jaką PiS stosuje wobec-jego zdaniem-nieracjonalnych polityk społecznych i błędnej interpretacji rzeczywistości. W skrócie jest to konserwatywna krytyka lewicowego liberalizmu. W podobnym tonie od lat wypowiada się Putin, choć oczywiście czyni to znacznie ostrzej, a polityka państwa rosyjskiego oparta na tej retoryce potrafi być skrajnie dyskryminacyjna (np. wobec mniejszości seksualnych). To, oraz konflikt wokół Trybunału Konstytucyjnego pozwala wysunąć tezę o „putinizacji” życie politycznego Polski, przesunięcia „na wschód”.

Obydwie tezy idą ze sobą w parze - jedna wskazuje na ograniczanie zdolności kraju do międzynarodowego manewru, druga zaś na mentalne zbliżenie nowego establishmentu państwa do Moskwy. Tym samym Polska zsuwa się w „objęcia Putina”.

Obydwie tezy mogą wydawać się sensowne na pierwszy rzut oka, pod warunkiem że nie zna się sytuacji geopolitycznej regionu ani specyfik polityki i relacji społecznych w jego krajach. Innymi słowy tezy opierają się na zbitkach pojęciowych, nie zaś na faktach.

Zacznijmy od tezy drugiej. Operuje ona powszechnym błędnym przeświadczeniem jakoby polityka zagraniczna była kwestią ocenną, nie zaś obiektywną. Czyli w zależności do tego kto jest „na górze”, to ta polityka może się zmienić bo „to kwestia poglądów”. Tymczasem jest dokładnie na odwrót-interesem kraju nie rządzi „osoba na górze”, ale geopolityka, a więc czynniki na które wola ludzka nie ma wpływu, które są poza jej zasięgiem. Więc polityka międzynarodowa to sztuka rzeczy możliwych, nie zaś ćwiczenie z egzekucji woli. Tylko dlatego ponieważ obserwujemy zbieżność (pozorną lub faktyczną) opinii jakichś przywódców na dany temat nie oznacza jeszcze, że będzie to miało przełożenie na ich zbliżenie. Teoretycznie nie można być bliżej Putina niż jest Łukaszenko, a tymczasem Białoruś systematycznie prowadzi próby emancypacji od wpływów rosyjskich. Bo taki jest interes tego kraju.

Oczywiście jest tez kwestia nieprzystawania porównania do Rosji, nie ma bowiem żadnych faktycznych oznak „putinizacji” ani przesunięcia na wschód Polski jeśli chodzi o kulturę polityczna. Co więcej w sferze symboli mamy więcej antyrosyjkości niż kiedykolwiek przedtem-szykuje się kolejna odsłona wojen o pomniki, Rosja jest uznawana otwarcie za zagrożenie, antykomunizm i rusofobia są w cenie, ministrem obrony została osoba paranoicznie wręcz ustosunkowana do Rosji, rehabilitacji ulegają tzw. Żołnierze Wykleci a rosyjski kapitał tak jak był niewpuszczany tak nie jest wpuszczany nadal, Polska zaś z nim walczy również poza granicami swego kraju - kwestia Nord Stream 2. Poza tym intensyfikacji ulegają starania o zwiększenie obecność amerykańskiej w Polsce, co powoduje kolejne „asymetryczne odpowiedzi” Rosji. Ostatnia wizyta okrętów amerykańskich w Polsce zakończyła się prowokacją militarną z strony rosyjskich samolotów. Trudno jest więc traktować te twierdzenia o putinizacji poważnie. Mamy wręcz odwrotność tego-silne postawienie na NATO i UE jako gwarant bezpieczeństwa Polski, graniczące wręcz z hazardem (postulat stałych baz NATO automatycznie robi z Polski cel). Sugerowanie zaś, jak to robi niedawno Fundacja Batorego, że zbliżenie gospodarcze z Chinami jest „odsunięciem się od Zachodu” jest kompletnie absurdalne, gdyż to zbliżenie jest efektem polityki poprzedniego rządu, który wprowadził Polskę jako kraj-założyciela do chińskiej alternatywy Banku Światowego, oraz przygotował wizytę prezydencką w Pekinie (przypadła akurat już na Andrzeja Dudę, nie zaś Komorowskiego).

Mamy za to do czynienia z gwałtownym przewartościowaniem polityki wewnętrznej na wskutek demokratycznych wyborów - coś, co zdarza się w Europie może nie stale, ale i tak dosyć często. Takim przewartościowaniem była ostatnia wygrana Konserwatystów w Wlk.Brytanii, czy wcześniej lewicy w Hiszpanii. Za każdym razem zmiany te były połączone z dynamicznym „przeorywaniem” państwa i społeczeństwa. W samych Stanach Zjednoczonych w odstępie dwudziestu lat wydarzyły się dwie przeciwstawne rewolucje tego typu: wygrana Reagana a potem wygrana Obamy.

Teza pierwsza, czyli stwierdzenie o konflikcie z sojusznikami ma zaś jedno wadliwe założenie: ignoruje interesy tychże sojuszników i historię ich realizacji. Kto spośród krajów NATO i UE jest krytyczny wobec Polski? Kraje, które są uznawane za „proputinowskie”, czyli nie uznające Rosji za zagrożenie. Wręcz krytykowane za bycie ich „koniem trojańskim”. Nie uznają jej za problem dlatego, bo ich interesy nie są zagrożone poczynaniami Rosji, dlatego są bardziej skłonne do kompromisów czy wręcz zignorowania ryzyka. Bo to nie jest ich ryzyko. I dlatego właśnie są krytyczne wobec Polski, bo Polska ma interesy antyputinowskie, i tym samym sprzeczny z interesami tych proputinowskich krajów. Wśród tych państw można wymienić Włochy, Francję czy Niemcy, by wspomnieć tylko o najważniejszych. Logika więc tezy pierwszej już się łamie: w interesie tych państw leży współpraca z Rosją i załagodzenie konfliktów, tymczasem to jest dla nas nie do zaakceptowania gdyż godzi w nasz interes narodowy. Jednocześnie teza zakłada, że mamy nie konfliktować się z tymi krajami, a więc zgodzić się na ich proputinowskość. Czy w tym jest sens? Polska jest antyputinowska, ale to antagonizuje sojuszników którzy są proputinowscy, więc musimy być proputinowscy by ich nie antagonizować, to wtedy oni nam pomogą w antyputniowskiej polityce? Gdyby to była matematyka może i dwa minusy dałyby plus i wobec naszej proputinwoskości kraje te nagle stałyby się antyputinowskie, ale tak dobrze to na świecie nie ma.

 

Sulfur

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka