Soren Sulfur Soren Sulfur
813
BLOG

Islam w Europie: im dłużej zwlekamy, tym ostrzejsze będą odpowiedzi

Soren Sulfur Soren Sulfur Polityka Obserwuj notkę 4

Zaczynamy dochodzić do sytuacji, gdy jedyne wyjścia jakie będą możliwe będą wyjściami niemoralnymi. Obecny rozdział historii Europy zakończy się wyrzuceniem wszystkich muzułmanów z kontynentu. W najlepszym razie.

Na obecną chwile nie wiemy, czy wydarzenia Nicei to terroryzm, kto to zrobił, dlaczego. Ale nie ma to znaczenia. Automatycznym założeniem już jest, że jeśli zabójstwa dokonał muzułmanin, to znaczy że dokonał zamachu. Jest to efekt, o który islamistom chodziło, o czym pisałem tutaj. Chodzi o zamianę kilkumilionowej społeczności muzułmańskiej w Francji w grupę zwartą wokół ekstremistycznego rdzenia na wskutek kontrreakcji francuzów. Skoro z definicji uznajemy każde zdarzenie z udziałem muzułmanów za terroryzm, to cel został w dużej mierze już osiągnięty.

To jest coś, co nie dociera do obywateli i elit Zachodu Europy:  że im dłużej udają, że problemem nie jest islam, tylko jakiś terroryzm czy „ekstremiści”, tym bardziej pogarszają sytuację i tym mocniej sprawią, że zakończy się to bardzo,  bardzo źle. Przyciśnięci do muru zachodni europejczycy odpowiedzą zgodnie z naturą ludzką, czyli zawieszą na kołku pryncypia i przystąpią do czystek, gdyż będzie to jedyne, co pozostanie na stole i będzie realne.

Rozwiązania problemów społecznych dzielą się na dwie kategorie:  te, które są słuszne i te które są bezpieczne. Prawie nigdy to, co słuszne nie jest również bezpieczne. W istocie często jest tak, że to, co jest rozwiązaniem bezpiecznym jest też niesłusznym. Żadne jednak z podejść nie oznacza bycia skutecznym, ale tak się składa,  że te, które są bezpieczne przeważnie - na nieszczęście ludzkości  - są również skuteczne; zaś te które są słuszne - niekoniecznie.

Zobaczmy to na przykładzie. Jakie jest słuszne rozwiązanie problemu islamskiego terroryzmu w Francji? I, w istocie, w ogóle wszędzie? Słuszne rozwiązanie sięga do pryncypiów moralnych i na ich podstawie dokonuje analizy motywacji zamachowców i tych, którzy ich wspierają. Ta analiza dojść może tylko do jednego wniosku: problemem nie jest żaden ekstremizm, tylko islam w ogóle. W istocie bowiem nie jest to „zaledwie” religia, ale ideologia polityczna. Jest to unikat na skalę światową, gdzie religie nie są ideologiami i na odwrót. W tym jednak wypadku jest inaczej i wiąże się to z historią islamu. Jego twórca, Mahomet, miał epizod w życiu gdy faktycznie starał się budować religię. Nawoływał wtedy do tolerancji, łagodności, unikania przemocy i tym podobnych. Czynił to w Mekce, gdzie przez kilkanaście lat zdołał nawrócić swoją rodzinę i najbliższych. Potem został stamtąd wygnany, i udał się do Medyny. I tutaj zmienił wszystko o 180 stopni. Od tego momentu Islam przestaje być religią, a staje się makiaweliczną instrukcją jak narzucić innym swoją wolę, podręcznikiem podboju. Mahomet zastrasza, kłamie, oszukuje, manipuluje, terroryzuje, morduje, pali i gwałci. Metoda odnosi skutek i udaje mu się narzucić swoją wolę całemu półwyspowi, umiera jako władca imperium. Zapytany o sprzeczności w swoim nauczaniu - jak to możliwe, że w Mekce mówił co innego, a potem co innego; Mahomet odpowiada że dobre zostało zastąpione przez lepsze. Sprzeczność więc nie jest sprzecznością, jest tylko metodą na postępowanie wobec niewiernych. Niczym u Makiawelliego narzędzia muszą być dobrane do zadania i można - a wręcz należy - zmieniać je jak rękawiczki, zaś zasady moralne są również narzędziami i służyć mają nadrzędnemu celowi. U Makiawelliego było to stworzenie republiki, zjednoczenie Włoch. Dla wyznawców islamu jest to narzucenie ich wierzeń całemu światu. Cel uświęca środki i nie można zachować się niemoralnie wobec niewiernych - tylko wobec muzułmanów.

Następcy Mahometa kłócą się o to, kto godnie może go reprezentować i dlaczego, i tak powstaje rozłam na sunnicki i szyicki islam. Między zaś te grupy wbijają się właśnie tak zwani „ekstremiści”, którzy dokonują ataków terrorystycznych na swoich współbratymców, gdyż według nich nie wykonywali oni obowiązków następcy proroka tak, jak trzeba. Nie byli więc w istocie muzułmanami, bo nie traktowali swojej religii dość poważnie. Ergo byli niewiernymi i można było z nimi postępować do woli, wedle potrzeb chwili. Pierwsza rebelia na wzór ISIS (w istocie Państwo Islamskie wzoruje się właśnie na niej, to od imienia jej przywódcy obecny władca ISIS bierze swoje imię) pojawia się więc wkrótce po śmierci Mahometa i wykorzystuje pozorne sprzeczności islamu by uzasadnić swoja bratobójczą wojnę. Bo liczy się cel, a nie środki.

Występuje tu kolejne podobieństwo do znanych nam mechanizmów z ideologii totalitarnych.  Mianowicie największym wrogiem nie jest ten, kto do ideologii nie przynależy, ale ten, który nie podąża jej dość czystą ścieżką. 

Nie trzeba się specjalnie rozgadywać na temat islamu, wystarczy „chłopski rozum”. Wszystkie religie - chrześcijaństwo, buddyzm, hinduizm czy konfucjanizm etc. zajmują się głównie kwestią postępowania wobec innych ludzi, tym jak być moralnym i co to oznacza, a  ich założyciele na tym się właśnie koncentrowali i z tego byli znani. Świecili przykładem. Żaden nie nawoływał do przemocy, wręcz przeciwnie, i żaden jej nie stosował. Jedynym wyznaniem, które od początku do końca prowadziło krwawą wojnę i tak doszło do znaczenia w świecie, jest Islam. Mahomet umarł jako władca imperium po przebrnięciu przez rzeki krwi.  W istocie religia, jaka stworzył jest tym, czym można się spodziewać, że mogłoby się skończyć założenie religii przez Dżyngis Chana: uzasadnieniem podboju i wszelkich działań władcy jako słusznych, nawet takich jak mordy i gwałty.

Przeciętny muzułmanin jednak tego nie wie, tak jak w ogóle nie zna swojej religii. Pod tym względem nie odbiega specjalnie od zwyczajnego chrześcijanina czy Żyda.

Jakie jest więc słuszne rozwiązanie? Słuszne rozwiązanie każe wyjść do każdego muzułmanina wyposażonym w wiedzę i niezmordowanie wykazywać, że religia, jaką podąża jest w istocie złem. W przeszłości, gdy podstawy chrześcijańskiej tożsamości w Europie były silne, taką rolę przyjęliby głęboko wierzący. Dzisiaj tych podstaw nie ma, ale jest tradycja humanizmu i praw człowieka. Taką robotę może również wykonać tłum ateistów oddanych racjonalizmowi, wolności słowa i konceptowi godności ludzkiej.

Czy jednak w Francji jest odpowiednia ilość zawziętych ludzi o tak głębokich przekonaniach, że byliby zdolni wejść w getta muzułmańskie i nauczać prawdę? Czy są skłonni zaryzykować dla niej życie? Nie. Nie ma odpowiedniej ilości takich ludzi - o ile w ogóle są. Bo współcześni Francuzi nie wierzą w nic, nawet w swoją Liberte, Egalite, Fraternite. Bo nie wierzą w coś takiego, jak istnienie prawdy, to pojęcie zostało im odebrane. W związku z tym nie są w stanie wykrzesać z siebie dość prozelitycznego ognia - czy to religijnego czy humanistycznego. Człowiek, który w nic nie wierzy nie jest zdolny do działania. Bo po co?

I dlatego to, co się stanie będzie obraniem wyjścia bezpiecznego. Człowiek bowiem, który w nic nie wierzy, nadal jednak jest człowiekiem. To, co mu pozostaje gdy odbierze mu się przekonanie o istnienie prawdy - to zwierzęce instynkty. Obecnie Francuzi, jak króliki, chcą tylko paść się na zielonej trawce. Jest im dobrze. Gdy widzą, jak królika obok nich dopada wilk, tylko uciekają i kontynuują konsumpcję trawy trochę dalej. Nie ma wśród nich poczucia, że winni pomóc tamtemu, zaradzić, coś zrobić, świadomości że wilk za nimi podąży, gdyż chcą tylko napełnić swoje brzuchy, a to można robić uciekając w bezpieczne miejsce. Po co ryzykować? W końcu jednak zabraknie miejsc do ucieczki i górę weźmie strach. I on pchnie ludzi do działania, zgodnie z swoją logiką. Zwierzę przyparte do muru odsłania zęby i zaczyna wściekle atakować. Pragnąc zachować życie, Francuzi zaczną walczyć z muzułmanami. Ale nie słowem.

Jeśli Francja będzie miała szczęście, to te dziesięć milionów swoich współobywateli wyznania muzułmańskiego po prostu zamknie w obozach i deportuje gdzie bądź.  Jeśli jednak sprawy zajdą jeszcze dalej –czyli królikom zostanie jeszcze mniej trawy zanim obudzi się w nich strach; wtedy skończy się to rzezią wojny domowej, czystkami etnicznymi a’la Jugosławia, krematoriami i Bóg wie jakimi jeszcze straszliwościami. Takie właśnie będzie bezpieczne rozwiązanie - bezpieczne, bo pozbawione ryzyka porażki. Jeśli wykona się je poprawnie, sukces jest gwarantowany - nie będzie islamu, to będzie pokój. Kontrastuje to z rozwiązaniem słusznym, które nie gwarantuje żadnego sukcesu nawet, jeżeli zrobi się co w ludzkiej mocy.

Myślicie państwo, że obozy, deportacje i rzezie są niemożliwe? Ja nie byłbym taki pewien. Tam właśnie zmierzamy małymi kroczkami. Króliki mają coraz mniejszą polanę.

 

Sulfur

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka