Soren Sulfur Soren Sulfur
2358
BLOG

Rosnąca Polska-rosnący Wyszehrad. Przesuwamy się na Zachód

Soren Sulfur Soren Sulfur Polityka Obserwuj notkę 39

Być może Austria dołączy do Grupy Wyszehradzkiej - przynajmniej jeśli wygra w wyborach prezydenckich kandydat prawicy. Jego deklaracja obrazuje skuteczność działań Polski w ostatnich miesiącach. 

 

Kiedy spojrzy się na mapę i użyje metody geopolitycznej do rozpracowania prawdopodobnych kierunków polityk każdego z krajów, uderza szybko fakt, jak bardzo zróżnicowaną politykę może/musi (niepotrzebne skreślić) Polska. Ma tak interesujące położenie, że właściwie żaden inny kraj europejski nie może się z nią równać. Jest na środku przecięcia szlaków komunikacyjnych północ - południe i  wschód-zachód, zajmuje centralną pozycje w układance polityczno-ekonomicznej. Co prawda inne części regionu centralno-wschodniego mają większą wagę - Ukraina jest niezbędna, by władać Europą i/lub Azją; Rosja jest rezerwuarem potencjału, Niemcy zaś skoncentrowaną potęgą demograficzno-ekonomiczną, Szwecja włada Bałtykiem a Rumunia strzeże dostępu do Morza Czarnego do spółki z Bułgarią… Ale wszystkie te elementy są od siebie oddzielone - nie łączą się w nic. Chyba, że zdejmiemy palec z mapy i odsłonimy zasłoniętą do tej pory Polskę - gdy ten element pojawia się, nagle wszystko może się ze sobą zetknąć, nagle wszystko może na siebie oddziaływać i nagle możliwa jest synergia.

Wydaje się jednak, że mentalnie Polacy są nadal „przesunięci na wschód” i nie dostrzegli pewnych zmian na geopolitycznej szachownicy, które są wynikiem przesunięcia granic Polski. Te zmiany nie są definitywne - nie oznaczają totalnego przewartościowania polskich uwarunkowań. Ale są na tyle znaczące, że stare klisze należy uaktualnić. Podobna ślepota geopolityczna obecna jest wśród elit niemieckich, które wciąż tkwią gdzieś pomiędzy XIX a pierwszą polową XX wieku, gdy Niemcy również były przesunięte na wschód, a ich głównym zmartwieniem był pacyfikacja Polski, do czego potrzebne były im Rosja a później Związek Radziecki. Wtedy Niemcy były państwem lądowym i wschodnim, nie zachodnim. Dziś są mocniej związane z morzem i zachodem.

Tymczasem granice Polski zostały „wyzerowane” razem  mapą regionu do stanu przypominającego to, jak wyglądały tysiąc lat temu u zarania państwowości polskiej. Wtedy polska nie była państwem wschodnim, lecz państwem północno-zachodnim. Relacje utrzymywała z krajami nordyckimi, gdzie potrafiła zdobyć znaczące wpływy; krajami bliskiego południa - Czechy, Węgry które stanowiły dla Polski rezerwuar stabilizacji i pas transmisyjny cywilizacji; oraz Niemcami, które należało odpierać a gdy to się udało - następował układ stabilny i możliwość dobrego ułożenia stosunków (Otton III). Dopiero tak prowadzona polityka - wpływ na północ, stabilny przez wymuszenie zachód oraz przyjazne stosunki z południem otwierały Polsce możliwości ekspansji na wschód, co też Polska zrobiła.

Jednak w procesie tej ekspansji Polska kompletnie zapomniała o poprzednich kierunkach, mocno je zaniedbując. Wschód wysysał coraz większe zasoby, absorbując całą uwagę i w efekcie polskie sukcesy na wschodzie powodowały przesunięcie państwa w tym kierunku, powodując obumieranie jego odnóg na zachodzie. To zaś powodowało powolne przesuwanie się Niemiec na wschód kosztem Polski, co zmieniło przez stulecia geopolitykę tak, że Niemcy z okresowego problemu z którym można sobie radzić przekształciły się w wroga egzystencjalnego zbyt potężnego by zaradzić mu w pojedynkę.

Brak aktywności na południu i północy skutkował tym, że wydarzenia na tych wektorach zaskakiwały Polskę. Czasem pozytywnie (Unia z Węgrami za Władysława Warneńczyka) a czasem negatywnie (wojny z Turcją i Szwecją).  Na tych kierunkach Polska nie była aktywna. Bo była reaktywna. I to był prawdopodobnie długoterminowy błąd strategiczny, który Polskę pogrzebał. Bowiem zamiast prowadzić trzy rożne gry - północną, wschodnią i południową, Polska prowadziła jedną-wschodnią. Gdy ją przegrała (utrata lewobrzeżnej Ukrainy) była na straconej pozycji.  Zaniedbania na reszcie kierunków nie dało się już nadrobić, i to się zemściło - Północ prawie Polskę zniszczyła (Potop) a potem razem Południem Polskę rozkawałkowały (Prusy i Austria) do spółki  Rosją (wschód).

Polska nie jest państwem wschodnim, jest państwem centralnym. Nie ma możliwości władania innymi regionami, natomiast może na nie wpływać. Historycznie tak właśnie Polska zresztą stała się potęgą - nie poprzez podbój i dominację, ale poprzez sojusze, dyplomację oraz awans cywilizacyjny (proto-prawa obywatelskie dla elit szlacheckich na ówczesnej Litwie). Tak więc to wpływy dyplomatyczne, kulturowe i po części ekonomiczne (szlaki handlowe przecinające się) powodowały, że Polska mogła ekspandować i nie była to ekspansja klasycznie imperialna. Jest to wskazówka na czasy dzisiejsze, gdyż przez wieki-jak to w geopolityce - w zasadzie nic się nie zmieniło.

Ale dosyć o historii. Jakie z tego wnioski? Ano takie, ze Polska aktywna na arenie międzynarodowej siłą rzeczy staje się atrakcyjna dla otoczenia. Paradygmaty jak wyciągnięte z formaliny, że należy być „brzydką panną na wydaniu” i zbiór innych tego typu banialuk nigdy nie były podparte rzetelną analizą sytuacji, jeno opierały się na chwilowej intuicji. Polska nie miała, nie ma i mieć raczej nie będzie „ambicji imperialnych”, bo geografia określa możliwości. A te od setek lat imperializm polski wykluczają. Natomiast Polska może –w języku geopolityki oznacza to „musi” - być „potęga spajającą” (czy raczej „potęgą poprzez spajanie”), osią Europy wschodnio-centralnej. Inaczej świat nas zje, tak jak już raz to zrobił. I kluczem do sukcesu jest prowadzenie tutaj polityki wielokierunkowej.

Prawda bowiem jest taka, ze Europa Centralno - Wschodnia bez Polski nie funkcjonuje. Nie dlatego, bo Polacy są tacy świetni, wspaniali i światli, ani dlatego bo mamy tak wspaniały kraj. Ale dlatego, bo tak układają się odległości, wybrzeża, rzeki i góry. To przestrzeń daje możliwości i konfiguruje zagrożenia, nie wola ludzka.

Tak więc Polska jest skazana na prowadzenie polityki z „rozmachem” nie dlatego, bo prezes Kaczyński ma manię wielkości, ale dlatego - bo musi. Jeśli to zignoruje, to efekty są dla Polaków tragiczne. W jaki sposób? W prosty. Kraje nie prowadzą polityki zagranicznej „ku chwale” by było o czym czytać w książkach historycznych, tylko po to by stworzyć bufory bezpieczeństwa. Nie mogą opanować całego świata i osiągnąć tym maksymalne bezpieczeństwo, więc dążą przynajmniej do stworzenia takiej strefy dookoła siebie, by w razie nieprzewidzianych wypadków - zamieszek, wojny, cywilizacyjnego regresu, zamachów, niepokojów, wojny domowej , katastrof naturalnych - nagły spadek siły i zdolności oddziaływania nie przekładał się na koniec ich egzystencji. Bo zagrożenia zewnętrzne będą musiały się „przebijać” przez kolejne mury budowanych przez pokolenia sojuszy, kolonii, prowincji, protektoratów. Więc zanim dojdą na tyle blisko, by zagrozić bezpośrednio - kraj już upora się  z zawieruchą i może przystąpić do gry na nowo. Nie zostanie starty z mapy.

Inne państwa myślą tak samo, i z tego myślenia właśnie Austrii zaczyna wychodzić, że skoro Polska przestala być dziurą w mapie, kciuk z niej zniknął - to dla własnego interesu należy wybadać, czy może nie dałoby się z nią współdziałać. Bo bez łącznika nic się nie da zrobić, a tradycyjny kierunek polityki austriackiej to Bałkany.

Polska nie była i nie będzie imperium, ale może być jego brokerem.

 

Sulfur

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka