Soren Sulfur Soren Sulfur
1963
BLOG

Cesarz jest nagi, a smoki istnieją

Soren Sulfur Soren Sulfur Terroryzm Obserwuj temat Obserwuj notkę 37

Który to już zamach? A o ilu nie wiemy? Bo to standardowa metoda antyterrorystyczna: kontrolowanie przepływu informacji. Terror działa wtedy, gdy informacja o nim sie rozprzestrzenia. Kluczem więc do jego pokonania jest spuszczenie zasłony milczenia. Ma to sens wtedy, kiedy chce się w ten sposób kupić czas aby rozwiązać problem. Problem w tym, że Europa zatrzymała się na tym pierwszym etapie - spuszczeniu zasłony milczenia. Dodatkowo zapomina, że to kłamstwo - w dobrym celu, ale kłamstwo. Bez tego celu jest tylko fałszem. A nic tak nie szykuje stryczka na naszą szyję jak bezsensowne kłamanie.

Problemem Zachodu jest to, że nauczył się on mówić, że cesarz ma piękne szaty, choć każdy widzi, że jest nagi. Pani premier Teresa May będzie opowiadać jakieś androny o tym, że terroryści islamscy to „wypaczenie islamu”, podczas gdy pięć minut na guglach wystarczy by stwierdzić, że to właśnie pokojowi muzułmanie są wypaczeniem islamu - co tłumaczy dlaczego gdy muzułmanie zostają sam na sam z sobą , to się zaczynają radośnie mordować. Pani May mówi takie głupoty nie dlatego, ponieważ nie wie, o co chodzi, tylko dlatego ponieważ boi sie konsekwencji co się stanie, jeśli prawdę powie. Na „głębokim” Zachodzie istnieje faktyczny strach przed zaszczuciem oskarżeniami o rasizm i ksenofobię, bigoterię w wyniku ostracyzmu. Jest tak gdy ktokolwiek powie cokolwiek, co powoduje zwrócenie uwagi na istnienie podziału „my-oni”. Nie może być żadnych „mych” ani „onych”, jest tylko bliżej nieokreślona wszechświatowa masa ludzka, a kraje nie istnieją, bo nie ma czegoś takiego jak naród, nawet już nie mówi się tak naprawdę o „społeczeństwie” ale o „mieszkańcach”, istnieją więc tylko jakieś struktury nazywane państwami, które mają prawda, jakieś tam historyczne nazwy, ale tak naprawdę to coś takiego jak klub szachowy - każdy kto chce może wejść i uczestniczyć, ważne by postępował wedle reguł. A jak ktoś nagle zaczyna szachownicę wywalać i rzucać w nas pionkami to… no właśnie nico. Bo boją się powiedzieć, że cesarz jest nagi, bo jeśli to powiedzą, to wtedy za tym idzie kolejny wniosek. A za nim kolejny i kolejny. I te wnioski ich przerażają, bo kojarzą się (nie żartuję) z Hitlerem. Trzeba kłamać, bo alternatywą do kłamstwa jest bycie Hitlerem. Problem w tym, że to samospełniająca się przepowiednia i właśnie kłamiąc, zostaną wszyscy Hitlerami.

Poziom „zrycia bani” że się tak nieelegancko i nieakademicko wyrażę „zachodniaków” jest tak wysoki, z nawet ich „ekstremalna prawica” nie jest w stanie nazwać rzeczy po imieniu, tak bardzo boją się oskarżeń o rasizm i wyginają się na wszystkie strony aby tylko nie powiedzieć czegoś, co spowoduje, że zostaną oskarżeni o „my-onizm”. Zamiast tego operują oni terminologią ludzi, którzy twierdzą że cesarz ma piękne szaty. Tak więc „ekstremalna prawica” taka jak UKIP Farage’a będzie mówić o tym że cesarzowi w tych szatach jest bardzo przewiewnie, że zimno nawet może być, a idą chłody więc się przeziębi. Jaki jest sens noszenia czegoś tak zwiewnego, nawet jeśli wygląda elegancko? Lepiej ubrać się w coś cieplejszego. Przecież to logiczne, dostosowujmy nasz ubiór do pór roku… A jak cesarz nie chce, to chociaż coś nałożyć proponujemy na ramiączka… Na co oponenci odpowiadają, że przecież cesarz nie wychodzi z pałacu i w sumie to idzie lato. Farage więc coś wygaduje o tym, jak to Hindusi czy Pakistańczycy są Brytyjczykami, bo „było kiedyś imperium brytyjskie”, a to problemem są ci ludzie z wschodniej Europy, z którymi oni nie mają nic wspólnego. Gada tak bo musi, bo „wschodniacy” są biali, konserwatywni i religijni, reprezentują „patriarchat” a więc zło nacjonalizmu, nikt więc ich nie będzie tak bronił jak ulubionych grup mniejszościowych które mają inny kolor skóry. W ten sposób, zwalając się na ”wschodniaków” jak tona cegieł takie typy jak Farage mogą ukryć to, co mówią pod skorupką manipulacji-że „ależ skądże, my nie praktykujemy „my-oizmu”, proszę bardzo, nie chcemy tych paskudnych wschodnich białasów, a witamy otwartymi rękoma muzułmanów i ciemnoskórych, no to może jednak niech cesarz założy coś cieplejszego? Szaliczek może chociaż? Hę?”.

Co bardziej śmieszne - a może zatrważające - ta choroba dotyka nawet tych, którzy z zasady zbudowali swoją ideologię na odrzuceniu tych dogmatów. Takie grupy jak alt-right na głębokim zachodzie w efekcie dekapitacji słownika pojęć tworzą jakieś chore fantasmagorie, gdzie rasa i kultura są od siebie zależne, ponieważ również ulegli absurdowi stwierdzenia, że liczą się instytucje, organizacje, kultura, wartości jeno. Jednak intuicyjnie czują, że to bzdura, ale boją się powiedzieć dlaczego. Więc lepią z tego, czego mainstream się boi i czym się brzydzi, tworząc dziwo-stwora rasistowsko-szowinistycznego gdzie idea jest wymieszana z materią. U nas zaś przeróżnej maści Wildsteiny i tym podobne - wydawałoby się prawicowe aż do bólu postacie - plotą androny o tym, że nacjonalizm to coś złego i przeciwstawiają mu patriotyzm, czyli coś odmiennego. I by uzasadnić jakoś to, że cesarz musi nałożyć palto, gadają o „wspólnocie losów”, umowie miedzy pokoleniami i ciągłości tradycji. Wszystko dlatego, ponieważ mimo, że na swoich sztandarach mają hasło „naród” to nie potrafią powiedzieć, co to jest bo się boją konsekwencji. Bo naród ergo Hitler.

Ale nic się nie poprawi na zachodzie dopóty, dopóki ktoś nie zacznie otwarcie, publicznie, masowo mówić prawdy, póki problem nie zostanie nazwany po imieniu. Bez identyfikacji problemu, nazwania go - nie ma możliwości poprawy i naprawy.

Psycholog Peterson kiedyś opowiedział pewną bajeczkę dla dzieci, by zilustrować problem unikania problemów.

W historii tej dziecko znajduje smoka w swoim pokoju i, jak to dziecko, głaszcze go, a smok - małe stworzenie - jest zadowolony. Gdy jednak chłopiec idzie pochwalić się tym mamie, ta odpowiada - nie ma czegoś takiego jak smoki. Dziecko więc, ufając dorosłemu, stwierdza że jak tak, to nie ma sensu zajmować się czymś, co nie istnieje. Zaczyna więc smoka ignorować. Problem w tym, że smok nie chce się dać ignorować, wszędzie za chłopcem podąża, i z każdą minutą robi się coraz większy, powodując szereg problemów. Za każdym razem, gdy chłopiec próbuje powiedzieć mamie, że coś jest winą smoka, ta stwierdza że smok nie istnieje - chociaż sama podnosi jego ogon, by posprzątać dywan. W końcu stworzenie staje się tak ogromne, że zajmuje cały dom, który wyrywa z fundamentów i - jakby to była muszla ślimaka - zaczyna sobie z nim na grzbiecie biegać po mieście, podczas gdy cała rodzinka siedzi przestraszona na najwyższym piętrze, skonfundowana wyglądając przez okno. Rodzice nie wiedzą co się dzieje bo przecież „nie ma czegoś takiego jak smoki”. W końcu jednak mały chłopiec ma dość tego i oświadcza z stanowczością „smoki istnieją i to jest jeden z nich” po czym głaszcze ogromnego stwora po głowie. I wtedy dzieje się rzecz niezwykła – smok zaczyna się kurczyć. Z każdą kolejna pieszczotą staje się mniejszy i mniejszy a co najważniejsze - maleje szybciej niż rósł. W końcu staje się tak mały, jaki był na początku i wskakuje mamie na kolana, kobieta zaś przyznaje, że smoki są całkiem miłe. A dlaczego smok tak rósł i rósł? „Pewnie dlatego bo chciał być zauważony”.

Europa pełna jest takich dzieci, które mówią swoim rodzicom - elitom, politykom, rządom, gazetom  -  że jest smok, ale elity odpowiadają, że smoki nie istnieją. Boją się, że jeśli przyznają, że smok jest, wtedy będą musieli go zabić (smok jest ergo Hitler). A przecież to takie małe, niewinne stworzenie… Więc ten rośnie. W końcu elity-dorośli, wiedzą lepiej,  dzieci-lud, jak to dzieci, zmyślają, wyolbrzymiają. Muszą się nauczyć. I nieważne, że smok ruszając się rozwala pół mieszkania, to się posprząta. Ale najważniejsze to nie przyznać, że on istnieje, bo wtedy cały nasz dorosły świat,  w którym my - elity - jesteśmy mądrzejsi i wiemy co się dzieje i dlaczego - rozwali się w drobny mak bo okaże się, że dziecko wie to samo, jeśli nie więcej jak my. Więc co mu tu robimy, zarządzając domem?

Ale potęga prawdy jest niezwykła. Kiedy nazwiemy problem, nagle on się skurczy i przestanie być taki straszny, choć nadal będzie tym samym problemem. Ale teraz będzie on okiełznany - smok zostanie pokonany. Dlaczego to tak ważne. O tym mówi Peterson - smok to psychologiczna metafora chaosu, nieznanego, czegoś poza kontrolą. A boimy się tego, czego nie rozumiemy. Ale gdy coś nazwiemy, gdy coś zobaczymy to poznajemy to a wtedy przestaje to być straszne. Gdy przestaje być straszne, nie reagujemy już jak zaszczute zwierze, nie stoimy w zaskoczeniu dając się wyrżnąć, ale przystępujemy do planowania i działania. Gdy coś jest poznane przestaje być straszne i wtedy w naszych umysłach „kurczy się” do czegoś, z czym możemy sobie poradzić. Proszę tylko zobaczyć, jak nazwanie problemu nazizmu i rasizmu, ksenofobii i antysemityzmu odniosło sukces - dziś to marginalne grupki „łysoli” którzy są na cenzurowanym, wyśmiewani, nikt nie bierze ich na poważnie i nigdzie takie poglądy nie są w stanie zapuścić korzeni.

 Co się stanie gdy nazwiemy problem? Nagle staje się jasne, co robić. Plan jest wtedy prosty: zamkniecie granic na jakąkolwiek imigrację spoza kontynentu. Przestrzeganie wolności słowa tak, by rozebrać islam ideologicznie (a jest to wbrew pozorom banalnie proste, islam nie jest w stanie wytrzymać jakiekolwiek krytyki z użyciem jeno tylko swoich własnych źródeł, a co dopiero krytyki pełnej) tak, by przestał być identyfikacją grupy, promować chrześcijaństwo i/lub ateizm jako nową tożsamość, reforma państwa opiekuńczego, deportacje nielegalnych imigrantów, stop przyjmowaniu jakichkolwiek uchodźców i pomaganie im u źródła, przywrócenie społecznej spójności, deportacje i wsadzanie do więzień wszystkich agitatorów i islamistów, cofanie przyznanego obywatelstwa za nielojalność, odcięcie finansowania z Arabii Saudyjskiej i tym podobnych krajów, rozbicie siatek, wzmocnienie ochrony, akcje wojskowe zmierzające do ustabilizowania bliskiego wschodu i ucięcia problemu u jego źródła; opłacanie powrotów tym, którzy nie chcą tu już być i zachęcanie do tego, rozwój sfery stabilności wokół Europy.

Ale by to wszystko zrobić należy nazwać problem po imieniu. A są nimi: 1. Imigracja jako taka, bez względu na źródło i ilość. Imigracja nie jest żadnym rozwiązaniem czegokolwiek. 2. Islam jako taki, bo nie ma czegoś takiego jak „inny” czy „umiarkowany” islam tak jak nie ma umiarkowanego czy innego nazizmu 3. Usunięcie pojęcia „narodu” z słownika - należy go przywrócić, bo od jego braku wszystko się zaczyna.

Jeśli tego się nie zrobi, jeśli nie powie się że król jest nagi, a nie tylko nieodpowiednio ubrany, jeśli się nie powie że smok jest, i że –w przeciwieństwie do tej bajki - jest groźny - to  w końcu jedyne co będzie można zrobić, to pójść na niego z siekierą.

Europa nie ma jednak dobrego zwyczaju w nazywaniu smoka smokiem. W końcu staje się on tak duży, że nie da się go kontrolować. I inaczej niż w tej bajeczce smoki Europy nigdy nie były przyjazne. Pożre on te smoki, które są niegroźne i miłe, przerobi ich mięso na swoje łuski i skrzydła i po prostu nas –mieszkańców domu - pozabija. Z tej różnicy wynika więc kolejna między rzeczywistością a bajeczką: w pewnym momencie przyznanie, że smok istnieje nie wystarczy. Bo wtedy, gdy jest on mały sprawa jest prosta. Łapiemy go do klatki własnymi rękoma i tyle. Ale co zrobić, gdy jest wielkości ciężarówki albo domu i rozwala pół miasta, zionąc ogniem? Co wtedy może zrobić tatuś i mamusia?

Ostatni smok  jaki był urósł do takich rozmiarów,  że ktoś inny musiał nam pomóc by się go pozbyć, i połowa kontynentu zapłaciła za to niewolą u innego smoka. Ale katastrofy to nie powstrzymało.

Prawdopodobnie tak samo będzie i tutaj, i ci wszyscy biedni ludzie, wykrzykujący jak ostatni durnie „allah akbar” bo udało się im zabić dwie-trzy osoby nożem zostaną wymordowani w wydajny, naukowy sposób jak krowy chore na BSE. Całe pięćdziesiąt milionów pójdzie do pieców. A wtedy - dżihad, wojna cywilizacji. Teheran i Paryż w ogniu. Bombardowania nuklearne Mekki i Watykanu. Ulice spływające krwią i sterty obciętych głów na boiskach.

Takie są konsekwencje ignorowania smoka. Albo dasz się mu połknąć, albo sam się nim stajesz. Bo docieramy powoli do punktu, kiedy systematyczne ignorowanie smoka spowoduje, że nie będzie możliwe moralne rozwiązanie problemu, bo nikt nie będzie tego już słuchać. Sprawy pójdą za daleko gdy smok zeżre mamusie i tatusia. Wtedy synek już nie będzie chciał go pogłaskać po główce, ale mu ją urżnąć. I nic mu już nie wytłumaczysz. Czas bajki się skończy.

Konsekwencja obawy powiedzenia prawdy, konsekwencją kłamania bo boimy się że prawda to Hitler,  jest powrót Hitlera.  

 

Sulfur

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka