Soren Sulfur Soren Sulfur
1491
BLOG

Wybór Macrona to wybór przeszłości

Soren Sulfur Soren Sulfur Świat Obserwuj temat Obserwuj notkę 89

Patrząc całościowo na stan Zachodu i Europy zwłaszcza, wybór Macrona na prezydenta Francji oznacza degrengoladę systemu i brak wizji odnowy. Le Pen była lepszym wyborem z punktu widzenia funkcjonowania całości.

To, co widzimy obecnie na całym, szeroko pojętym Zachodzie, to bóle porodowe nowej rzeczywistości, rzeczywistości XXI wieku, która będzie dyktowana przez zupełnie inne technologie, a co za tym idzie inne sposoby funkcjonowania, handlowania, produkcji, życia i myślenia. Stare sposoby funkcjonowania jednak są mocno okopane, a ludzie maja to do siebie że są konserwatywni z natury i zmian nie lubią. Będą się przed nimi bronić rękoma i nogami. I nie jest powiedziane, że nie wygrają-ale jeśli tak się stanie, to nastąpi stagnacja, a stagnacja zawsze jest krokiem w stronę przepaści, bo oznacza ona ż co prawda nic się nie zmienia ani na lepsze ani gorsze, ale tymczasem inni idą do przodu-i z czasem po prostu zeżrą tych, którzy do przodu nie poszli.

Proszę rozważyć prostą firmę usługową, jaką jest Uber. Cały model biznesowy polega na tym, że za pomocą aplikacji na telefon można zamówić sobie transport samochodem od kogoś, kto akurat ma ochotę zarobić parę groszy. To „gospodarka dzielenia się” sharing economy. Uber wart jest obecnie dziesiątki miliardów dolarów i zaczyna inwestować te pieniądze w samoprowadzące się samochody - automatyczne (podobnie jak Google i kilka innych firm). Kto protestuje przeciwko Uberowi? Firmy transportowe i taksówkarskie, doprowadzające w niektórych krajach do zabronienia (!) tej usługi - bo oznacza to śmierć całej gałęzi gospodarki.

Kapitalizm w swej czystej postaci jest oparty na kreatywnej destrukcji. Tworząc nową rzecz uśmierca starą. Zachód dlatego wygrał konkurencję z innymi cywilizacjami, ponieważ tak się złożyło-na wskutek kultury, historii, przypadku, geografii-że tutaj establishment, władza, elity tworzące system polityczny i ustalające reguły społecznej gry-a więc gospodarki, życia etc.-miały znacznie mniejszą możliwość kontroli, niż w innych. W rezultacie musiały częściej negocjować, brać pod uwagę zdanie innych grup społecznych, które nie były uprzywilejowane. To zaś powodowało, że ci, którzy nie byli w stanie ustawiać reguł gry tak, by inni pracowali na nich-mogli się wzbogacić poprzez innowację. Innowacja zaś ma to do siebie, że wywołuje kreatywną destrukcję. Tak, to dobrze mieć jej efekt, ale niedobrze paść jej ofiarą. W innych regionach Ziemi elity władzy miały zbyt wiele kontroli i potrafiły ludzi generujących kreatywną destrukcję zmiażdżyć. Bo każda kreatywna destrukcja oznacz zmianę tego, kto ma władzę, kto ma pieniądz, kto ma wpływy - kto decyduje o przyszłości. Odbiera ona władzę. Nie inaczej będzie teraz.

Po prostu nie da się utrzymać tych samych metod myślenia, rozwiązywania problemów i działania w świecie, gdzie produkcja jest zdecentralizowana i odchodzą w niebyt wielkie fabryki, gdzie większość pracy ludzkiej w tym mentalnej jest zastępowana przez AI i roboty, gdzie życie ludzkie ulega nagłemu, radykalnemu wydłużeniu o swoją kilkukrotność w dobrym zdrowiu, gdzie można manipulować sposobem działania mózgu, odbierania emocji, przyswajania informacji, gdzie wreszcie ta informacja jest przekazywana bezpośrednio do tegoż mózgu, gdzie można modyfikować człowieka na wiele sposobów przez manipulowanie DNA czy dawaniem mu wszczepów cybernetycznych, gdzie  można domowym urządzeniem wydrukować sobie nerkę, ale też broń i tak dalej.

Kopanina pod stołem między tymi, którzy stawiają na te nowe cuda i tymi, którzy żyją z stali, węgla, imigracji, pieniądza fiducjarnego opartego na długu-już trwa w najlepsze. Na przykład wojna z „fake news”  tak naprawdę jest toczona między starymi mediami („legacy media” - telewizja, radio, prasa, kino) a…. Google i jego algorytmami. Chodzi o zmuszenie Google do kapitulacji i oddania rynku reklamowego platformom elektronicznym które stare media (mocno spóźnione) zbudowały. Takich kopanin jest setki i wszystkie toczą się naraz. Stary świat walczy. Nowy świat jeszcze nie wie, że się rodzi.

Efektem tej kopaniny są „dziwne wybory” takie jak Trump w USA, czy Brexit, ale tez tzw. „marsz populistów” w Europie. To łatka przypięta przez stary świat temu, który jeszcze się nie narodził. Ludzie widzą, że stare już nie działa, ale nie wiedzą, gdzie jest nowe. Wiec eksperymentują. A stare idee można rozpoznać po tym, że zamiast produkować rozwiązania, zaczynają mnożyć kłopoty. I tak właśnie jest teraz w Europie.

Macron to właśnie mnożenie starych pomysłów. Już Hollande był „przegięciem”, ale wybór Macrona to bardzo niedobry sygnał dla nowego świata. Bo opóźnia to jego wejście.  Nie oznacza to, że wybór Le Pen byłby świetny, skądże. Ale wybór Le Pen oznaczałby, że nastąpi ferment w Francji i Europie. A tak stary świat wygrał, rebelia została stłumiona, problemy nie zostaną rozwiązane, a buntujący się wieśniacy gadający coś o nadmiernych podatkach ,sprawiedliwości i tak dalej ponabijani na pal. Feudalizm przetrwał niepewne czasy, oddalił nadejście nowoczesności.

Z punktu widzenia naszego kraju Brexit nie był dobry, bo jak wspomniałem osłabiał siły hamujące starość w swych zapędach, ale skoro już się zdarzył najlepszym scenariuszem na jaki mogliśmy liczyć był zwrot w kierunku tzw. „populistów” w mniejszych krajach UE, takich jak Holandia, Austria, Szwecja, Dania etc. A utrzymanie „establishmentu” w krajach dużych, takich jak Francja czy Niemcy, które wtedy czując oddech zmiany musiałyby zmienić sposób działania. Ale jednocześnie działałyby jako czynnik stabilizujący. Bo populiści niekoniecznie mają rację, są tylko wyrazicielami nowych, nieskrystalizowanych sił, a starość niekoniecznie po całości nie ma racji. To zderzenie tych dwóch perspektyw zmusiłoby ludzi do myślenia inaczej i szukania nowatorskich rozwiązań które nie są z repertuaru ani jednych ani drugich-a to właśnie historycznie było w Europie kluczem postępu. Dzięki temu zaczęto by negocjować między starym a nowym światem, i w tym momencie Polska miałaby wiele szans na proponowanie reform UE oraz na zmianę swojej pozycji w zjednoczonej Europie. To byłyby same dobre wieści.

Niestety, pomniejsze kraje nie dokonały przełomu. W takich warunkach jedynym, co mogłoby wstrząsnąć systemem i sprawić, że zacząłby się dostosowywać do zmieniającej rzeczywistości byłaby wygrana Le Pen. Le Pen nie byłaby w stanie wykonać nawet jednej dziesiątej tego, co zapowiadała-podobnie widać to z Trumpem, który zaczął jako „populista” ale realia szybko przekształciły go w prezydenta bardzo podobnego do Obamy czy Busha. Ale jego wybrana zdołała rozszczelnić system i pchnąć ducha zmiany w USA. Sam Trump za s szybko został poblokowany przez istniejące ograniczenia obiektywne. Podobnie byłoby z Le Pen, która musiałaby przyhamować i dostosować swoje buńczuczne zapowiedzi do realiów. I to byłoby dobre. Jednocześnie wiercąca się w miejscu Francja stworzyłaby nową, pozytywną dla Polski dynamikę w UE, otwierając pole do negocjacji naszej pozycji i rozmowie o reformie tej struktury tak, by służyła wszystkim członkom, a  nie tylko starym - takim jak Niemcy (czy muszę wspominać, że Niemcy to czempion starego przemysłu, starego biznesu wyciągniętego z formaliny lat 50-tych? Kompletnie stetryczałego i chcącego spowolnić zmiany tak, by móc nad nimi panować?). W takim układzie Niemcy musiałyby negocjować z Francją na każdym froncie, i wtedy Polska mogłaby sporo ugrać, zwłaszcza przy okazji Brexitu. To byłoby nowe otwarcie, które zmusiłoby Niemcy do reewaluacji pozycji nowych członków UE i byłoby dodatnim efektem dla naszej gospodarki, która jest tłamszona takim ustawieniem zasad UE, aby służyło to w pierwszej kolejności starym krajom (reprezentującym przeszły świat XX wieku).

Niestety, ten scenariusz właśnie poszedł również do kosza. Wobec tego mamy najgorszy z możliwych scenariuszy-wychodzącą Wlk.Brytanię, a wiec osłabienie sił, które utrzymywały UE w całości na jednym poziomie integracji, co zmuszało wszystkie państwa do dogadywania się; USA które będzie zbyt zajęte rozwiązywaniem swoich problemów by na serio inwestować w Polskę, Niemcy i Francję które aby utrzymać rządy starego, umierającego świata jeszcze chociaż troszeczkę założą „unię dwóch prędkości”, składającą się z krajów Centrum, i w ten sposób wypchną wszystkie kraje peryferyjne, w tym Polskę, z profitów handlu europejskiego. Cena, jaką musielibyśmy zapłacić za uniknięcie tego nie jest absolutnie warta zysku-bo oznaczałoby to totalną i kompletną podległość i utratę zdolności do samorozwoju. Będąc zaś poza tym jądrem będziemy obiektem gierek geopolitycznych tak, jakbyśmy nigdy do UE nie weszli, przepływ kapitału w naszym kierunku zaś osłabnie.

Co prawda można jeszcze się łudzić, że Merkel przegra wybory, ale co z tego? Nie ma siły w tym kraju, która mogłaby wziąć na siebie rolę Le Pen, przegrana Merkel wiec oznacza wybór sił, które są kompletnie okopane w zdychającym XX wieku. Merkel jeszcze coś tam od czasu do czasu rozumie, jest w rozkroku między starym a nowym. Reszta niemieckiej sceny politycznej-ani trochę. AFD zaś w żaden sposób nie wygra, bo Niemcy są narodem par excellance zdominowanym przez stary świat. Cały ten kraj jest zbudowany tak, by staremu światu służyć, i jest to źródłem problemów Berlina (by utrzymać zatrudnienie w erze globalizacji rządy niemiecki przerzucił koszty obsługi wielkich korporacji na społeczeństwo, co wymagało stworzenia systemów kontroli obiegu informacji. Skutkiem ubocznym jest patologiczna zależność Niemiec od rynków zagranicznych, gdyż połowa ich gospodarki zależy o eksportu - przerost korporacyjny).

Warszawa więc powinna spisać ogólnie stary system na straty. W obecnej sytuacji, póki dynamika się nie zmieni, UE przestaje być przydatna jako całość i zaczyna być balastem. Nie ma sensu próbować  budować aliansu peryferii vs Centrum, bo to się już nie uda. Nie można też w żaden sposób powstrzymać powstania „twardego jądra UE”, bo Polska jest na to za słaba. Pocieszające jest to, że to twarde jądro nie ma szans przetrwania w świecie XXI wieku, bo opiera się na starych kliszach myśleniowych i starym przemyśle.

Zamiast siłować się z rzeką, należy popłynąć z prądem. Centrum wydaje się, że powstanie „unia dwóch prędkości, gdzie to oni będą nadal dyktować warunki, bo będą mogli przykręcić kurek z kapitałem jaki płynie do nas-naszego regionu. Należy wyprowadzić ich z błędu i postawić na tworzenie prawdziwej unii wielu prędkości. Dlaczego nie mamy zacząć powoli tworzyć własnego projektu integracyjnego? Nie trzeba robić wielkich rzeczy, wystarczy po prostu zacząć harmonizować prawo z krajami, z którymi łączą nas perspektywiczne relacje handlowo-geopolityczne, takimi jak Czechy czy Szwecja. Skupić się na rozwiązywaniu początkowo drobnych, praktycznych problemów biurokratyczno-prawnych, infrastrukturalnych, podatkowych. I budować na tym.

Rozpad UE można uznać obecnie już za fakt na najbliższe lata. Ale rozpad ten nie będzie oznaczał, że UE przestanie istnieć. Po prostu podzieli się na bloki, które będą luźno spojone garścią wspólnych zasad, ale tak naprawdę będą ze sobą konkurować na modele integracyjne. Prawdziwy rozpad zacznie się wtedy, gdy ktoś zacznie majstrować przy zasadach podstawowych.


Sulfur

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka